XXII WSTĘP
nym z nich była sprzeczność między wiarą w opatrzność i wiarą w przeznaczenie. Na tym tle w kilku dialogach stara się wykazać bezsens wiary w opatrzność. W Zeusie skonfundowanym usiłuje podważyć wiarę w rządy boskie i sąd pośmiertny powołaniem się na niezłomną prawidłowość przeznaczenia.* Tamże określa bogów jako niewolników losu, a w najlepszym razie jako jego narzędzia. Te same myśli powracają w Zeusie tragiku i w Zebraniu bogów. W związku z tym w Zeusie skonfundowanym wyciąga wniosek, że jeśli jest fatum, nie ma co liczyć na bogów w usuwaniu nierówności społecznych i nie ma sensu wierzyć w sprawiedliwość boską po śmierci. Zresztą czyż można nawet zakładać jakąś karę po śmierci, skoro człowiek na równi z bogami wszystko, co czyni, czyni z przeznaczenia? Sprzeczność pomiędzy fatum a wolną wolą jest jedną z ulubionych oklepanek Lukiana. Sami bogowie zdają sobie sprawę ze swej bezsilności - liczą tylko na głupotę ludzką, która podtrzyma wiarę w nich u większości barbarzyńców i Greków.
Negując opatrzność negował jednocześnie wiarę w życie pozagrobowe i związane z tym obrzędy (w piśmie O żałobie), wyśmiewał mitologię, przedstawienia religijne, ofiary, podczas których bogowie raczą się jedynie dymem i zapachem, a ludzie mięsiwem, kpił też z zasady stosowanej przez ludzi podczas składania ofiar: daję, byś dał: do, ut des. Szydził z posągów boskich, które z zewnątrz olśniewają wzrok wspaniałością złota i kości słoniowej, a wewnątrz są gniazdami myszy. Z oburzeniem piętnował sprzeczne modlitwy zanoszone do bóstwa jednocześnie przez różnych błagalników (Ikaromenippos).
Osobnym motywem jest natrząsanie się z wielości bóstw i stale pomnażającej się ich liczby. W zjawisku tym dostrzega wzrost zobojętnienia, a nie spotęgowanie religijności. W Zebraniu bogów mówią bogowie o sobie (rozdz. 12): „Odkąd staliśmy się tak liczni, wzrosło krzywoprzysięstwo, świętokradztwo i w ogóle ludzie nas zlekceważyli bez nieszczęścia dla siebie”.
Na równi z bogami bezlitośnie tępił wszelkie zabobony tak rodzimego, jak wschodniego pochodzenia oraz ich krzewicieli: czarodziejów, magów i innych, którzy wypędzali demony, ściągali księżyc z nieba i rzucali uroki. Parodią ich praktyk jest opowieść Lucjusz, czyli Osioł, o której uczony leksykograf i dobry krytyk literacki z IX w., Focjusz, tak się wyraża: „\V dziele tym podobnie jak we wszystkich innych Lukian ma tylko jeden cel: wykpienia i ośmieszenia zabobonów Grecji”. Tą postawą, według Focjusza, różnił się od autora swego pierwowzoru, tj. Lucjusza z Patrai, bo „Lucjusz mówił poważnie; wierzył w przemiany człowieka w zwierzę i odwrotnie, wierzył w stare bajania, które połączył w swej księdze”.
Był wrogo usposobiony także wobec kapłanów i wróżbitów. W Ośle przedstawia jednego kapłana, który obnosząc po wsiach posąg bogini syryjskiej dopuszczał się złodziejstw i rozpusty i samą boginię czynił wspólniczką kradzieży. W Zebraniu bogów czytamy, że obecnie „każdy kamień i każdy ołtarz wróży, jeśli tylko natrafi na oszusta”. Ale w atakowaniu urzędowo uznanych i czynnych podówczas wyroczni był ostrożny i wolał się nie narażać. Kiedy w Łgarzu dochodzi do rozmowy na temat wyroczni, powątpiewający Tychiades (Lukian) wycofuje się z posiedzenia. Zawsze to lepiej występować w roli szermierza sceptycyzmu, niż jawnie ściągać burzę na siebie. Z tegoż powodu pamflet na słynnego oszusta i rzekomego proroka Aleksandra napisał dopiero po śmierci swej ofiary, za panowania Kommodusa. Jest to satyrycznie skreślony życiorys szarlatana Aleksandra z Abonutejchos, który w czasach Marka Aure-lego założył wyrocznię w Poncie. Lukian zetknął się z nim osobiście i postanowił zdemaskować wszystkie jego kuglarskie sztuczki i fortele, którymi tumanił nie tylko prostaków, ale i wysoko postawione osobistości (wśród nich nawet cesarza Marka Aurelego). Do programu jego ceremonii należało: obnoszenie boga w postaci węża, udzielanie wyroczni za pomocą sztucznej głowy węża, z której rozlegał się głos ukrytego pomocnika,