Podczas uuigilii zjadłam odrobinę rybę. Mam wyrzuty sumienia. Jutro ograniczę
śniadanie.
Od lutego idę do szpitala. Nauczycielka zadzwoniła do rodziców z podejrzeniem, że mam anoreksję. Chcieli mnie wziąć do szpitala już w grudniu, ale się nie zgodziłam. Manta była pewna, że w święta skuszę się na jakieś przysmaki. Podczas wigilii zjadłam odrobinę gotowanej ryby. Mam wyrzuty sumienia. Jutro ograniczę śniadanie. Nic nie będę piła.
W styczniu rodzice zapisują mnie do psychologa. Ta kobieta każe mi mówić, nie zadaje pytań. Źle się z tym czuję. Nie chcę się zwierzać. W tym samym budynku jest psychiatra, który kontroluje moją wagę. Zagroził, że jeżeli schudnę do 39 kg, szybko skieruje mnie do szpitala. Oszukuję. Staję bliżej szalki, wtedy ważę więcej. Zakładam najgrubszy sweter, pod spodem mam jeszcze grubą bluzę. Wkładam także dżinsy
z ciężką klamrą. Czasami łapię się za umywalkę, wtedy przybywa dekagramów. Rodzice myślą, że ważę 42 <13 kg. W rzeczywi
stości ważę 37 - 39 kg. Jestem wściekła, kiedy tata stawia wagę na środku pokoju. Nie mam się czego złapać.
Rodzice w tajemnicy przede mną jadą do psychiatry. Chcą, by skierował mnie do szpitala. Mama siedzi w kuchni z kartką. Dzieli kartkę na połowę. W jednej rubryce wpisuje plusy pójścia do szpitala. Minusów nie ma.
Nie chcę iść do szpitala. Zaczynają się ferie, a ja nie mam siły na nic. Mama pilnuje, czy jem. Udaję, że zjadam, ale wszystko się we mnie gotuje. Jak mogłam! Znów będę gruba. Nie chcę do szpitala. Tam na pewno mnie utuczą.
Mama się śmieje, że sterroryzowałam personel oddziału internistycznego. Kanapka bez masła, z tą szynką nie, z tamtą też nie. Zjem samą sałatę albo parówkę. Salowa skarży się, że już nie może ze mną wytrzymać. Trafiam najpierw na internę, bo nie ma miejsca na psychiatrycznym. Jednak w końcu ląduję na właściwym oddziale. W fazie 0, która trwa 24 godziny, nie jestem objęta żadnym regulaminem. W I fazie ważę nieco ponad 34 kg. Mama jest przerażona.
Ale szybko przybieram na wadze. Panicznie boję się bulimii. Że jak więcej zjem, to zaraz zwymiotuję. Codziennie to samo. Bulimiczki przy jednym stole, anorektyczki przy drugim. Jedna z nich chowa jedzenie. Na początku dziwiłam się, czemu biegnie do stołu pierwsza. Do jedzenia zakłada zawsze te same spodnie z kieszeniami. Zawija kanapki w serwetki i skrzętnie chowa. Kiedy patrzę na moje koleżanki, jestem przerażona. Krzyczę na mamę: „Czemu nie przywiozłaś mnie wcześniej?". Boję się dojść do 11 fazy, gdzie nie ma kontroli jedzenia.
W poniedziałki mamy lekcje. Obowiązkowa jest muzykotera-pia i społeczność. Chodzę też na psychorysunek. Nie mam za to ochoty na relaks. Zresztą wszystkie anorektyczki stronią od tego typu zajęć. Nie możemy słuchać: „Odpręż się", „Twoja noga jest ciężka, twoja ręka także". W wolnych chwilach oczywiście się uczę. Chcę się dostać do dobrego liceum. Przez anoreksję straciłam zainteresowania. Muszę robić coś, co przynosi jakiś rezultat, np. sprzątać. Wcześniej była to nauka. Mam najwyższą średnią w szkole: ponad 5,0.
W 11 fazie leczenia sama kontroluję wagę. Chodzę na spacery, jeżdżę na przepustki. Faza III podobna, tylko dłuższy spacer. IV faza, koniec leczenia. Czuję się jak na wycieczce. Całkiem bez kontroli.
Lekarze mówią, że muszę dojść do 48 kg. Skoro muszę, to przy-tyję. Ciągle myślę, jak utrzymać wagę. A bulimia? Już wiem, że mnie nie dopadnie. Mama mówi, że jem bardzo mało.
A mi się wydaje, że dużo. Kontrolujęwagę raz w tygodniu. Przez te ohydne upały dużo piję i ważę kilogram więcej. Szok!!! Wiem, że nie wyleczę się z anoreksji całkowicie. Nawet w wieku 40 lat przy poważnym stresie wszystko może wrócić.
Na śniadanie trzy kromki Chleba. Nigdy nie jem masła ani słodyczy. Nie jem też rzeczy smażonych, bo mi szkodzą na żołądek. Jedynie gotowane. Za to bardzo lubię owoce. Nadal nie czuję głodu. Jem, bo muszę. Kiedyś uwielbiałam potrawy różnorodne. Teraz wszystko mi jedno.
Nikt nie dzwoni i nie pyta, czy nie mam jakichś problemów. W szpitalu dostaję trzy listy od koleżanek z gimnazjum.
Gdy jestem na przepustce, pokazują się w okolicach mojego domu, by zobaczyć, jak wyglądam. Żenada.
Jestem uzależniona od pogody. Gdy świeci słońce, jest mi lepiej. Nadal siebie nie lubię.
Bardzo mi na nich zależy. Tylko dla nich zdecydowałam się leczyć. Nie chcę być tak arogancka, jak byłam. Mama mówi, że powinnam założyć stronę internetową i opisać moją chorobę. I co napiszę? Żeby się nie odchudzały?
Zdaję egzamin do liceum.
Mama się boi, że nowe środowisko będzie przyczyną kolejnych stresów. Ja się nie boję. Chcę spróbować żyć inaczej.
Chcę, by inni wiedzieli, że to poważna choroba. Że z tego nie wychodzi się łatwo. Że rani się bliskich. Wiem, że to brzmi banalnie, ale nic innego nie potrafię teraz powiedzieć.
Wysłuchała Urszula Bogdalska
cogito ► 1c