nia, a raczej z jego rozognienia; przeto chcąc rozpaczliwie i zawczasu uchronić się przed stratą i przywiązać do siebie na stałe obiekt swego pragnienia, acidiosus ustawia go od razu poza swoim zasięgiem - jako niemożliwy do osiągnięcia. 1 podobnie opisać można ucieczkę ku sobie melancholijnego libido: jego regres ma na celu przywłaszczenie obiektu poprzez wypełnienie się poczuciem jego straty, podczas gdy w rzeczywistości o żadnym posiadaniu nie mogło jeszcze być mowy. Tak rozumiana melancholia byłaby nic tyle regresywną reakcją wobec utraty obiektu miłości, co fantazmatyczną skłonnością do ukazywania jako utraconego obiektu, który od pierwszej chwili nic miał być przywłaszczony. Libido melancholijne zachowuje się tak. jakby doznało straty, choć w rzeczywistości niczego nie utraciło, i wciąż pozoruje to doznanie; inscenizuje rodzaj symulacji, w której to, co nie mogło być utracone (jako że nigdy nie zawładnięte) ukazuje się właśnie jako utracone; zaś to, co nic mogło być zawładnięte (gdyż nierzeczywiste) poddaje się zawłaszczeniu jako przedmiot utracony.
Takie wyjaśnienie zbliża interpretację psychoanalityczną do tradycji humoralnej, wskazującej na, jak wspomniałem przed chwilą, wolę przekształcania przedmiotu kontemplacji w obiekt pożądania. Melancholia wedle obu podejść. Ficino i Freuda, potrzebuje doznawać straty obiektu, by móc go sobie przywłaszczać. Okrywając się żałobą po nim, nadaje mu fantasmagoryczną rzeczywistość obiektu utraconego; ale że jest to żałoba po czymś nieuchwytnym, nigdy realnym, melancholia otwiera w istocie przestrzeń dla nierzeczywistości, w której możemy - poruszani i miłością, i awersją - wchodzić w kontakt z tym obiektem i w której jego przez nas przywłaszczaniu nie może zagrozić żadna prawdziwa strata. 1 na tym też polega opisywane przez Freuda zwycięstwo obiektu nad „ja”, obiektu, który, choć został zniesiony, odrealniony, okazuje się od „ja” mocniejszy: niszcząc obiekt, negując i pozorując jego utratę, „ja” melancholijne wykazuje tym większą wobec niego wierność i w tym trwalszym zamyka się impasie, że jednocześnie afirmuje go i niby przywłaszcza.
Rozważając w ten sposób podświadomy mechanizm straty, z którego wyrastałaby wielka budowla doświadczenia, ekspresji i estetyki melancholijnej, nie potrafię rozsądzić, jaki zasięg ma ta erotyczna, nielogiczna logika gry w stratę, jakie ma znaczenie dla całego zjawiska melancholii, do jakiego stopnia je rozjaśnia. Nie wiem też , czy nie jest ona rekonstruowana tylko z „męskiego” punktu widzenia, tak jak wyłącznie „męskie”, bo dotyczące członka, fizjologii jego erekcji mówiąc aż nadto prosto, jest rozpoznanie przez Arystotelesa zbieżności procesu melancholijnego i procesu ekscytacji. Istotne w tym opisie jest na pewno uwydatnienie - wraz z ujawnieniem perwersji melancholijnego pragnienia podstawowego paradoksu melancholii: nierozerwalnego związku nicrzeczy wist ości i cielesności, materialności; przekształcania istnienia w fantazmat. O związku tym na swój niekonkretny sposób mówi Jan Jo Rabenda w jednej z opowieści:
„Sen miałem, nie tak bardzo może senny. Znalazłem się w' rozległym parku, eiehym, zielonym, ciepłym. W tym cieple był wielki spokój i właśnie milczenie, i poczułem, ze jest w nim jeszcze coś nienastałego, dopiero teraz powstającego, czy będącego obietnicą powstania. Istotnie, przypatrując się drzewom, krzewom, łagodnym wzniesieniom i porozrzucanym tu i ówdzie głazom, snującym się nad ziemią bawełnianym kulkom pojąłem, że trafiłem w pejzaż początku, utwarzającego się i życiodajnego -jak świat dopiero co wykluty z chaosu. Nieco zalękniony tym nieznanym, może więc i groźnym miejscem, lecz przeczuwający jego dobro, usiadłem na oświetlonej polance. I wystawiając twarz do słońca, spostrzegłem nagle na błękicie nieba dziwny stwór, szybujący z oddali i coraz bliższy. Był jak ogromny ptak. miał coś z masywności wyginiętych gatunków, z rozmiarów pterodaktyla; gdy jedli]