- Tak jest - powiada.
- Otóż inna klasa w tym rodzaju zawsze się wyróżnia cd pospólstwa.
- Jaka?
- Kiedy wszyscy chyba robią pieniądze, to najporządniejsi z natury często się wzbogacają najwięcej.
- Naturalnie.
- Więc myślę sobie, że z tego źródła najłatwiej i najwięcej miodu cieknie dia trutniów.
-• No jakże można - powiedział - wydusić coś z tych, którzy i tak mało mają?
- Więc ci bogacze, uważam, nazywają się paszą trutniów.
- Mniej więcej tak - powiada.
565 - A lud to byłby trzeci rodzaj; to ci, co własnymi rękami pracują, nie piastują urzędów i niewiele mają majątku. A tego najwięcej i to ma największy wpływ w demokracji, kiedy się schodzi na zgromadzenia.
- No, ma wpływ. Ale zarazem, nie chce się schodzić, jeżeli trochę miodu nie dostanie.
- A przecież dostaje - po-wiedziałem - zawsze, o ile tylko mogą przywód-1 6
Obok proletariatu mnożą się w państwach demokratycznych posiadacze wielkich fortun, które budzą zawiść nędzarzy. O sprawach państwa decyduje lud na zgromadzeniach, gdzie większość stanowią biedni robotnicy. Ci zostają pod wpływem przywódców partyjnych. Przywódcy przeforsowuią uchwały na szkodę ludzi majętnych, a na pożytek własny i proletariatu. Za udział w zgromadzeniach iud dostaje wynagrodzenie. Bogatsi zrzeszają się we własnej obronie i dążą do oligarchii po cichu i jawnie. Zaczynają się procesy, waśnie i rozterki, jakich widownią były naprawdę Ateny w czasie wojny peioponeskiej.
Na ich tle nabierają coraz większego wpływu na masy przywódcy warstw nieposiadających, obiecujący ludowi reformy rolne i umorzenie długów. N i e cofają się przed zabiegami skrajnymi, więc narażają się na zemstę posiadających. Dlatego starają się uzyskać zbrojną straż dia swojej osoby, a uzyskawszy ramię zbrojne, stają już nie na czele partii, ale na czele państwa, w roli dyktatorów. 565 A Księga VIII 275
cy; oni zabierają tym, którzy mają majątek, dzielą to między lud, a najwięcej zachowują dla siebie.
- Tak jest - powiada - oni dostają w ten sposób. B
- A ci, uważam, którym zabierają mienie, muszą się bronić przemawiając na zgromadzeniach i robiąc, co tylko w ich mocy.
- Jakżeby nie?
- A wtedy ich tamci obwiniają, choćby i nie sympatyzowali z dążnościami przewrotowymi, że knują coś przeciwko ludowi i dążą do oligarchii.
- No, cóż?
- Nieprawdaż, i w końcu, kiedy widzą, że iud, nie umyślnie, ale dlatego,
że nie wie, a oszczercy wprowadzają go w błąd, usiłuje im krzywdę wyrządzić, wtedy już chcąc nie chcąc zaczynają dążyć clo oligarchii, też nie urny- C ślnie, tylko to zło też tamten truteń zaszczepia, co ich tnie.
- W każdym razie.
- Więc zaczynają się skargi i sądy, i procesy jednych przeciw drugim.
-1 bardzo.
- Nieprawdaż, lud zawsze zwykł kogoś jednego szczególniej wysoko wynosić i stawiać na swoim czele; żywi go i pomaga mu do wzrostu.
-Ma taki zwyczaj.
- Więc to chyba jasne - dodałem - że ile razy zjawia się dyktator, to nie D wyrasta znikądinąd, tylko z tego korzenia, ze stanowiska przywódcy.