- Dziecko butów na zimę nie ma, a ty chcesz sobie miecz kupować. Ale wiesz co, dołożę ci, jak już koniecznie musisz kupić, to zainwestuj w stal damasceńską - mówi mąż.
- Co się wcinasz, o której miałeś małego kąpać?
- O dziewiętnastej.
- A która, kurwa, jest?
- Osiemnasta sześćdziesiąt.
- Boże, co za Świnia.
Wiadomość o ciąży Angeliny Jolie nie jest oficjalna. Papa-razzi przyłapali ją, jak wychodziła z kliniki, mówiąc do telefonu: „No, to zaliczyliśmy z Bradem Pittem wpadkę" Ich najmłodsze bliźnięta mają po cztery miesiące każde. Podobno Angelina Jolie powiedziała też, że rozważa zakończenie kariery Angeliny Jolie: chce się poświęcić adopcjom i rodzeniu.
- Z całym szacunkiem, trochę ci brakuje do Angeliny -mówi mąż.
- Ta, no, Brada mi głównie brakuje.
Po kąpieli próbuję od pissingera i od dupy strony:
- A jak uzbieram pięćdziesiąt tysięcy, będziemy mieli jeszcze jedno dziecko?
- To nie jest kwestia pieniędzy - mówi mój mąż. - Chcesz wiśniówki?
- A jak uzbieram sto tysięcy?
- O, Jezu - mówi mój mąż.
Teść robi ohydną wiśniówkę, na wszelki wypadek z piołunem, jakby całe życie przy torach mieszkał.
Śmierć jak malowanie
Kuzynka znad zalewu dobrała się latem osiemdziesiątego bodaj szóstego ojcu do malucha, wyjechała na drogę do Warszawy i skasowała samochód. To jej ojciec kupił motorynkę na czternaste urodziny, więc wyjechała na tę samą drogę i na tym samym zakręcie potrąciła ją ciężarówka. Podobno leciała w powietrzu kilkanaście metrów z tą motorynką, ale ja wtedy nie bardzo byłam skłonna w takie rzeczy wierzyć, bo czternaście lat to już była dla mnie kobieta dorosła, z piersiami, a kobiety dorosłe, jak wiadomo, nie latają. Pogrzeb wypadł dokładnie w połowie wakacji, ale kościół był pełen ubranych na galowo dzieciaków. Trumny nie otwierali, kwiaty kładli raczej białe. Wspominając miły diapazon tego pogrzebu, dochodzę do wniosku, że koledzy tragicznie zmarłej w większości byli przed mutacją.
I tego samego lata umarła jakaś obca staruszka na kresach, z którą łączyły nas więzy krwi bliższe, niż nam mówiono. Zwłoki wystawiono, a potem z domu wozem konnym wyprowadzono i po drodze do kościoła przyłączała się do konduktu stopniowo cała wieś. Najwyraźniej nie tylko nasza rodzina od tej obcej staruszki pochodziła. Pamiętam, że zamiast przejeżdżać promem przez kanał, poszliśmy naokoło, nadrabiając ze dwa kilometry, do mostu, drogą pod lasem, gdzie teraz co krok tirówki stoją. Nie mogę, gdy obecnie o tym myślę, uwierzyć, że tych tirówek kiedyś tam nie było. Może w ziemi siedziały i piszczały cichutko jak mandragora.
Zbieraliśmy z rodzeństwem ciotecznym czerwone porzeczki w kącie ogrodu stryja — zabijcie mnie, nie wiem,
52 | 53