czy on żyje, czy nie żyje, a jeśli nie żyje, kto z żyjących będzie miał o tym pewną wiedzę. Stryj miał zielone wiadro i ganek, który rzucał wspaniale głęboki cień, takiego cienia już nigdy potem nic nie rzucało. Karmiliśmy nutrie na podwórku ciotki - podobno w poprzednią zimę i ona umarła, ale czy to się stało przez ustanie oddechu, czy przez fakt, że za długo żyła i przestali ją widzieć, nie wiadomo. Obok klatki z nutriami stała przykryta deskami studnia, do której harcerze z jednego z moich koszmarów wrzucali trupy swoich ofiar. Jednej nocy wrzucali i potem cały dzień chodziłam jak błędna, bo następnej nocy trzeba było zaglądnąć do bulgoczącej jak garnek z rosołem studni i uciekać.
Każdy we wsi miał jakieś pierwsze dziecko, które umierało, zanim pojawiło się młodsze rodzeństwo, i o którym potem zacięcie się nie wspominało przy żadnej okazji. Wszyscy zaś razem mieli nieznanego żołnierza, który umarł na piaskowcu - zebrali go do kupy i raz-raz pochowali. Kolorowy płotek, który wyznaczał granicę jego grobu, był początkiem rozbiegu do skoku ze skarpy na piasek, w który z piskiem upadłszy, zawsze ku pamięci żołnierza robiliśmy orła.
Trumny wchodzące, trumny wychodzące. Trumny ścigające się na jedną czwartą mili. A w każdej trumnie mój włos i mój paznokieć.
Parasol statystyczny idzie się kochać, ale zaraz wraca
Koniec fotografowania gołębi obsrywających balkon sąsiada czy śpiących na siodełku jego roweru. Zdaje się, że sąsiad pod-najął swoje mieszkanie rodzinie z dziećmi. Drugą możliwością jest, że z sąsiadem jest naprawdę źle, i teraz powinnam biec ratować (ale dokąd, ale kogo, ale czy naprawdę taka jest logika dziejów mojego apartamentowca w szczerym polu?).
To ten sąsiad, co stracił żonę i córkę w wypadku samochodowym, sąsiad „Pani słyszała, jaka tragedia. W Kieleckiem!”, sąsiad od cukru w przedpokoju i za dużych ubrań.
- Ależ on musiał być gruby przedtem - mówi mój mąż, walczący z urojoną nadwagą.
- Twoja urojona nadwaga - tłumaczę mężowi - bierze się z twojego lęku przed upływem czasu, przed przemijaniem, lęku tym bardziej dojmującego, gdy weźmie się pod uwagę twoją ateistyczną perspektywę. Mimo znakomitej promocji „«Tygodnik» dla przyjaciela”, dzięki której zamiast zamówionego jednego „Tygodnika Powszechnego” dostajemy co tydzień dwa, ty swojego egzemplarza używasz do przesadzania araukarii. Nie zwalczyłbyś nadwagi śmiercią żony i malutkiej córeczki, no way.
Ale dlaczego koniec fotografowania. Otóż, bo wygląda na to, że sąsiad zaczął nowe życie - a dziecięce ciuszki mogę sobie fotografować choćby na swoim balkonie. W balkonie sąsiada interesowała mnie jego walka z chaosem i mizerny odpór, jaki mu dawał. Dawał, dawał, aż dał, chyba że się mylimy i jest wręcz odwrotnie, a wtedy biada nam przez ścianę. Siedemnastego sierpnia w poniedziałek o piątej trzydzieści
54 | 55