Jeśli więc teraz kto zapyta: czy żyjemy obecnie w oświeconej epoce? - odpowiedź brzmieć będzie: Nie! ale w epoce Oświecenia. Tak jak się teraz sprawy mają, brak jeszcze wiele do tego, by ludzie, ogólnie biorąc, byli już w stanie albo mogli co najmniej być doprowadzeni do tego, by w sprawach religii kierowali się sami w sposób pewny i słuszny swym rozsądkiem, bez obcego kierownictwa. Istnieją natomiast poważne oznaki, że otwiera się przed nimi pole swobodnej pracy nad sobą i że stopniowo zmniejszają się przeszkody, stojące na drodze ogólnego oświecenia, czyli wyjścia ludzi z zawinionej przez nich samych niepełnoletności. Z tego punktu widzenia jest nasza epoka epoką Oświecenia albo, inaczej mówiąc: stuleciem Fryderyka.
Panujący, który nie poczytuje sobie za rzecz niegodną powiedzieć, że uważa, iż jego obowiązkiem jest w sprawach religii niczego ludziom nie narzucać i pozostawić im w tej materii zupełną swobodę, słowem, panujący, który odrzuca od siebie nawet butny przydomek tolerancyjnego - panujący taki jest sam człowiekiem oświeconym i zasługuje na to, by wdzięczna potomność czciła go jako tego, który pierwszy wyzwolił ród ludzki - przynajmniej od strony rządu - z niepełnoletności i pozostawił każdemu wolność posługiwania się w sprawach sumienia swym własnym rozumem. Pod jego rządami wolno najbardziej godnym szacunku duchownym - bez naruszenia swych obowiązków urzędowych - przedłożyć w charakterze uczonych zupełnie swobodnie i jawnie światu do oceny swe sądy i poglądy różniące się tym czy innym od przyjętego symbolu wiary; tym bardziej może to uczynić każdy inny człowiek, nie krępowany obowiązkami urzędowymi. Panujący tu duch wolności rozszerza się również na zewnątrz, nawet tam, gdzie walczyć musi z przeszkodami zewnętrznymi, stawianymi przez nie rozumiejący samego siebie rząd. Ma on jednak przed sobą przekonywający przykład, świadczący o tym, że w warunkach wolności nie ma najmniejszego powodu do obaw o spokój publiczny i jedność społeczeństwa. Ludzie wydobywają się sami stopniowo ze swego nieokrzesania, o ile tylko celowo i chytrze nie pracuje się nad tym, aby ich w tym nieokrzesaniu utrzymać.
Główny nacisk w swych rozważaniach nad Oświeceniem, nad sprawą wydobycia się ludzi z zawinionej przez nich samych niepełnoletności, położyłem na sprawy religii, co się tyczy bowiem sztuk i nauk, nasi władcy nie są zainteresowani w odgrywaniu tu roli opiekunów nad swoimi poddanymi, a poza tym jest taka niepełnoletność najszkodliwsza i najsromolniejsza ze wszystkich niepełnoletności. Głowa państwa sprzyjająca Oświeceniu idzie jednak w swym sposobie myślenia jeszcze dalej: dochodzi do wniosku, że nawet w sprawach dotyczących jego własnego ustawodawstwa nie jest rzeczą niebezpieczną pozwolić swym poddanym na robienie publicznego użytku ze swego rozumu i na jawne przedstawienie światu swych poglądów na temat lepszego sformułowania wydawanych ustaw, i to nawet w połączeniu z otwartą krytyką już istniejących. Najświetniejszy przykład tego mamy u nas i dzięki temu żaden monarcha nie cieszy się większym szacunkiem niż ten, którego my czcimy.
Ale tylko ten panujący, który, sam oświecony, nie obawia się swego własnego cienia, a jednocześnie dla zapewnienia spokoju publicznego dysponuje liczną, dobrze zdyscyplinowaną armią - tylko ten panujący może stawiać sprawę w taki sposób, na jaki nie może sobie pozwolić republika (ein Freistaat): myślcie, ile chcecie i o czym chcecie, ale bądźcie posłuszni! Stajemy tu wobec dziwnego, niespodziewanego biegu spraw ludzkich, biegu, w którym - jeśli rozpatrywać go z grubsza - prawie wszystko jest zawsze paradoksalne. Wyższy stopień wolności politycznej wydaje się korzystny dla wolności ducha ludu, ale zarazem stawia jej jednak nieprzekraczalne granice: natomiast wolność o stopień niższa daje duchowi ludu tę przestrzeń, która potrzebna mu jest do pełnego rozwoju swych możliwości. Jeśli bowiem przyroda pod tą twardą skorupą rozwinęła kiełek, o który się najbardziej troszczy: skłonność i powołanie d o swobodnego myślenia -to kiełek ten ze swej strony oddziałuje stopniowo na sposób myślenia ludu (który staje się dzięki temu stopniowo coraz bardziej zdolny do działania w wolnoś ci), a w końcu także na zasady rządu, który uważa teraz za korzystne dla siebie, by człowieka, który okazuje się już czymś więcej niż maszyną, traktować tak, jak tego wymaga godność ludzka.
Jakiekolwiek ma się wyobrażenie o wolności w o 1 i pod względem metafizycznym, to w każdym razie jej zjawiska (Ercheinungen), czyny ludzkie, lak samo jak wszystko inne w przyrodzie, są wyznaczone przez ogólne prawa przyrody. Mimo że przyczyny tych zjawisk są może głęboko ukryte, mamy jednak prawo oczekiwać od historii, która zajmuje się ich opisywaniem, że rozważając grę wolności woli ludzkiej całościowo (im Grossen) potrafi odkryć w ich przebiegu pewną prawidłowość; innymi słowy, że w tym, co u poszczególnych jednostek sprawia wrażenie chaosu i przypadkowości, rozpatrując to z uwagi na cały rodzaj ludzki będzie można dojrzeć stale postępujący naprzód, aczkolwiek powolny rozwój pierwotnych zadatków (Anlagen) tkwiących w ludzkości. Tak na przykład małżeństwa, następujące po nich narodziny oraz zgony, wydarzenia, na które tak wielki wpływ ma wola ludzka, wydają się nie podlegać żadnej prawidłowości, która pozwalałaby z góry przewidzieć ich liczbę; a jednak statystyki prowadzone w większych państwach dowodzą, że również i te wydarzenia zachodzą wedle stałych praw przyrodniczych, podobnie jak zmienne stany pogody, których wprawdzie w szczegółach nie można z góry przewidzieć, a które jednak w swej całości niezawodnie zapewniają regularny i nieprzerwany proces wegetacji roślin, biegu rzek i innych urządzeń przyrody. Poszczególni ludzie, a nawet całe narody nie zdają sobie sprawy z tego, że dążąc do realizacji własnych celów, każdy we własnym interesie, a często jeden przeciw drugiemu, niepostrzeżenie dla siebie samych kierują się, niby nicią przewodnią, celem przyrody, chociaż jest on im nieznany, i przyczyniają się do jego realizacji - mimo że nawet gdyby go znali, nie zależałoby im na jego urzeczywistnieniu.
Ponieważ ludzie w swoich dążeniach nie kierują się tylko instynktem, jak zwierzęta, ale leż w całości nie postępują jak rozumni obywatele świata (Weltbiirger) wedle uzgodnionego planu, przeto wydaje się, że nie jest możliwa planowa historia ludzkości (taka, jaka jest możliwa w odniesieniu do pszczół czy bobrów). Istotnie nie można się oprzeć uczuciu niesmaku, kiedy ogląda się ludzkie poczynania na wielkiej scenie świata: tu i ówdzie przebłyskuje wprawdzie jakaś mądrość w działaniach jednostkowych, ale całość wydaje się w ostatecznym rachunku splotem głupoty, dziecinnej próżności, a często też dziecięcej złośliwości i żądzy niszczenia, tak że w końcu człowiek sam już nie wie, co ma myśleć o rodzie ludzkim, tak chełpiącym się swoją wyższością. W tej sytuacji filozof, nie
199
1. Kant, Idee zur einer allgemeinen Geschichłe in weltburgerlicher Absicht. Przekład Ireny Krońskiej. I wyd. w tomie Kant T. Krońskiego.