turze, w naszym wychowaniu, we wszelkich wyobrażeniach ' składających się na tło naszego życia. Dochodzi do tego po^ trzeba ucieczki poza życiową przeciętność, wywołana przez znużenie mechanizacją życia. Wszystko w nas i wokół nas do tego stopnia gloryfikuje namiętność miłosną, że skłonni jeJ steśmy V niej dostrzec obietnicę pełniejszego życia, potęgą zdolną do przemienienia rzeczywistości, coś, co jest poza szczęściem i cierpieniem, płomienny i błogosławiony stan psychiki.
W określeniu „pasja miłosna” przestajemy odczuwać definicję „cierpienia”, a jedynie rozumiemy „to, co jest pasjonujące”.^ w istocie pasja miłosna oznacza przecież nie-szczęściej.Społeczeństwo, w którym żyjemy i którego obyczaje pod tym względem nie zmieniły się w ogóle od wieków, zmusza miłość namiętną w dziewięciu wypadkach na dziesięć do przybrania formy cudzołóstwa. Zdaję sobie sprawę, że kochankowie będą zawsze powoływać się na przypadki wyjątkowe, ale statystyka jest okrutna, odrzuca argumenty poezji.
Czyż żyjemy w takim stanie samoułudy i automistyfikacji, że naprawdę zapomnieliśmy o tym nieszczęściu miłości? Czy też należy sądzić, że potajemnie wolimy wybierać to, co nas rani, doprowadza do stanu egzaltacji, niż to, co zdaje się realizować ideał życia harmonijnego?
Poddajmy ściślejszemu rozpatrzeniu tę sprzeczność, dokonując w tym celu wysiłku, który może wydawać się przykry, ponieważ zmierza do zniweczenia pewnej iluzji. Stwierdzić,. że miłość namiętna oznacza faktycznie cudzołóstwo, jest równoznaczne z położeniem akcentu na realne układy życiowe, ; które nasz kult miłości przykrywa maską i zarazem przekształca. Oznacza to wydobycie przeze mnie na światło dnia spraw, które kult zaciemnia, odrzuca i nie chce ich nazwać, aby nam pozwolić na pełne żarliwości zrzeczenie się tego, czego nie śmielibyśmy się domagać. lOpór, jakiego doznaje czytelnik w momencie rozpoznania, ŻF namiętność miłosna i złamanie wiary małżeńskiej zazwyczaj są powiązane ze sobą w naszych układach społecznych, jest pierwszym argumentem za tą paradoksalną tezą, że pożądamy miłości nieszczęśliwej pod warunkiem nieprzyznania się do takiego pragnienia. \
Gdyby ktoś miał nas sądzić na podstawie literatury, musiałby stwierdzić, że cudzołóstwo jest w kulturze zachodniej jednym z najpowszechniej dających się dostrzec sposobów spędzania czasu. Można by szybko sporządzić wykaz powieści,
które nie zawierają żadnych aluzji do tego tematu. A sukces odniesiony przez te, które sprawę miłości nielegalnej poruszają, echa, które budzą, a nawet zacietrzewienie, z jakim niekiedy się je potępia, wszystko to wyraźnie unaocznia, o czym marzą ludzkie stadła w systemie, który uczynił z małżeństwa obowiązek i wygodę życiowa1 Czymże by była literatura bez motywu cudzołóstwa? Żyje przecież z kryzysu małżeństwa. Co więcej, podtrzymuje go czy to „opiewając” prozą lub wierszem to, co religia uznaje za grzech, a prawodawstwo za wykroczenie, czy też bawiąc się tematem i wydobywając zeń niewyczerpany repertuar sytuacji komicznych lub cynicznych'Mamy więc w literaturze boskie prawo namiętności miłosnej psychologię życia wyższych warstw towarzyskich, sukces trójkąta małżeńskiego w teatrze; bez względu na to, czy się problem idealizuje, czy ironizuje, czy poddaje subtelnej analizie, zawsze ujawnia się niezliczone i obsesyjne udręczenia miłosne w konflikcie z formą prawną. Można to określić jako szukanie wyjścia z okropności realnego życia. Czy sytuację zwraca się w stronę mistyki, czy w stronę farsy, zawsze iest ftp przyznaniem, że sama w sobie jest nie do zniesie-nia.[]VJąło jest ludzi, którzy nie rozpoznaliby się w jednej z na-* stępujących kategorii: nieszczęśliwe małżeństwo, rozczarowanie, bunt, egzaltacja, cynizm, niewierność, czynna lub bierna świadomość oszukiwania — i to albo w rzeczywistości, albo w marzeniu, albo w stanie wyrzutów sumienia, albo w lęku przed tym, co może się zdarzyć, albo w przyjemności buntu, albo w niepokoju pokus. Rezygnacje, kompromisy, zerwania, neurastenie, rozdrażniające i małostkowe gmatwaniny marzeń sennych, zobowiązania, tajne upodobania — tpołowa nieszczęść ludzkich streszcza się w słowie cudzołóstwo.■Mimo jednak całego dorobku literackiego lub może właśnlez jego powodu wydaje się niekiedy, że jeszcze niczego nie powiedziano o realnej istocie tych nieszczęść. A pewne zagadnienia najbardziej naturalne w tej dziedzinie częściej były odsuwane niż stawiane.
Na przykład stwierdzając zło, czy należy zrzucać za nie winę na instytucję małżeństwa, czy też przeciwnie na „coś”, co ją niszczy w samym rdzeniu naszych dążeń? Czy rzeczy-jak wielu sądzi, tzw. „chrześcijańska” koncepcja mał-;wa powoduje naszą udrękę, czy raczej koncepcja miłości I ?j, jakiej się nie spotyka, czyni więzy małżeńskie od ątku nieznośnymi?
wierdzam, że człowiek Zachodu lubi przynajmniej tak