- Nie, nie, tylko nie na zawsze! - powiedziała gorąco Zdenka i natychmiast odskoczyła ode mnie, jakby się przeraziła własnego głosu.
- Ach, Zdenko - zawołałem - tylko ciebie widzę, tylko ciebie słyszę, nie jestem już sobie panem, rządzi mną jakaś siła wyższa - wybacz mi, Zdenko!
I jak szalony przycisnąłem ją do serca.
- Ach, nie, nie jesteś moim przyjacielem - powiedziała, wyrwawszy się z moich objęć i chowając się w najdalszym kącie. Nie wiem, co jej odpowiedziałem, gdyż sam się przeraziłem własnej śmiałości - nie dlatego iżby w podobnych okolicznościach nie gwarantowała mi powodzenia, lecz dlatego, że nawet w porywie namiętności czystość Zdenki budziła we mnie głęboki szacunek.
Początkowo co prawda powiedziałem kilka komplementów z rzędu tych, które były mile przyjmowane w dawnych czasach przez piękne panie, lecz zrezygnowałem z nich zawstydzony, widząc, że dziewczyna w prostocie swej nie może pojąć ich sensu, który wy, łaskawe panie, sądząc po waszych uśmiechach, pochwyciłyście wpół słowa.
Tak oto stałem przed nią i nie wiedziałem, co rzec, kiedy nagle zauważyłem, że drży i przerażona spogląda w okno. Spojrzałem również w tym kierunku i wyraźnie rozróżniłem twarz Gorczy, który stojąc bez ruchu, bacznie się nam przyglądał.
W tej samej chwili poczułem, że czyjaś ciężka ręka spoczęła na moim ramieniu. Odwróciłem się. Był to Jerzy.
- A ty co tu robisz? - zapytał mnie. Zaskoczony tym ostrym pytaniem, wskazałem ręką na ojca, który patrzył na nas przez okno i zniknął, skoro tylko dostrzegł go Jerzy.
- Usłyszałem kroki starego - powiedziałem - i poszedłem uprzedzić twoją siostrę. Jerzy popatrzył na mnie tak, jakby chciał odczytać moje najtajniejsze myśli. Potem wziął mnie za rękę, zaprowadził do mojego pokoju i bez słowa wyszedł. Następnego dnia rodzina siedziała u drzwi domu przy zastawionym stole.
- Gdzie chłopiec? - zapytał Jerzy.
- Na podwórku - odparła matka - bawi się w swoją ulubioną grę - w wojnę z Turkami Nie zdążyła dopowiedzieć tych słów, kiedy ku najwyższemu naszemu zdumieniu wyrosła przed nami wysoka sylwetka Gorczy; wyszedł z lasu, powoli zbliżył się do nas i usiadł przy stole tak samo, jak w dniu mego przyjazdu.
- Witajcie, ojcze - ledwo słyszalnie wymamrotała synowa.
- Witajcie - cicho powtórzyli Zdenka i Piotr.
- Ojcze - pełnym stanowczości głosem, ze zmienioną twarzą wyrzekł Jerzy - czekamy na ciebie, abyś odmówił modlitwę.
Starzec nachmurzył brwi i odwrócił się.