je będzie upływać jak sen w wieczności pocałunku. Wylej wino z tego kielicha i będziesz wolny, a ja zawiodę cię na Nieznane Wyspy, gdzie będziesz spał na mojej piersi w złotym łożu pod srebrzystym baldachimem; bowiem kocham cię i rada bym cię odebrać twemu Bogu, któremu tyle szlachetnych serc ofiarowuje swą miłość, umierającą, nim dosięgnie niebios, gdzie On mieszka”.
Wydawało mi się, że te słowa, które posyłała mi oczyma, dźwięczą najsłodszą melodią, że odbijają się echem w moim sercu, jak gdyby ich szept rozlegał się w mej własnej duszy. Byłem gotów wyprzeć się Boga, a jednak poddawałem się rytuałowi ceremonii. Rzuciła mi znowu spojrzenie tak błagalne i tak pełne rozpaczy, że uczułem ból silniejszy niż ten, który przeszywał serce naszej Matki Boleściwej.
Stało się. Byłem księdzem. Nigdy człowiek nie odczuwał tak głębokiej żałości; dziewczyna patrząca na śmierć narzeczonego, matka nad pustą kołyską, Ewa u bram raju, nędzarz szukający skarbu i znajdujący tylko kamienie - nawet oni nie byli tak porażeni bólem, tak niepocieszeni.
Krew odpłynęła z jej policzków; śliczne ramiona opadły bezsilnie, nogi ugięły się pod nią i oparła się o filar. Powlokłem się ku wyjściu z twarzą białą i wilgotnymi oczyma, bez tchu, czując na sobie ciężar całej katedry. Kiedy mijałem próg, poczułem dotknięcie kobiecej ręki; chodaż była zimna, zdawało mi się, że pali mnie jak ogień.
- Nieszczęsny człowieku, coś ty uczynił? - szepnęła, a potem wchłonął ją tłum. Stary biskup zatrzymał się i spojrzał na mnie surowo; wyglądałem nędznie, czerwieniłem się na przemian i bladłem, oszołomiony i słaby. Jeden z kolegów zlitował się nade mną i zabrał mnie z sobą. Sam nie byłbym w stanie iść. Na rogu ulicy, kiedy młody ksiądz odwrócił głowę, czarny paź, dziwnie ubrany, podszedł do mnie i nie zatrzymując się, podał mi małą skórzaną sakiewkę ze złotymi okudami na rogach, dając znak, bym ją schował. Ukryłem sakiewkę w rękawie i trzymałem ją tam dopóty, dopóki nie znalazłem się sam w celi. Wówczas otwarłem ją. Wewnątrz były wypisane tylko te słowa:
Klarymonda w Palazzo Concini
Tak mało znałem świat, że nigdy nie słyszałem o Klarymondzie, choć była sławna, i nie wiedziałem, gdzie się znajduje pałac Concini. Gubiłem się w domysłach, ale tak pragnąłem zobaczyć Klarymondę, że było mi wszystko jedno, czy jest szlachetną damą, czy niegodziwą dziewczyną. Miłość zrodzona w ciągu godziny za-puśdła korzenie tak głęboko, że marzyć nie mogłem, by ją odepchnąć. Ta kobieta uczyniła mnie swoją własnością; wystarczyło jedno spojrzenie, bym się zmienił; jej wola zawładnęła moją wolą, żyłem nie dla siebie, żyłem dla niej.