znamionowały, że Kozacy należeli do dziedzica znacznego i zamożnego. Drobne blizny na ich twarzach świadczyły, że nieobca im była wojaczka, a ponadto zaszczytna.
„Cóż robić? Co ma być, to będzie!” - pomyślał filozof i zwracając się do Kozaków, zawołał:
- Witajcie, bracia towarzystwo!
- Witajcie, panie filozofie - odpowiedziało kilku z nich.
- Mam tedy usiąść tu razem z wami? Bryka okazała! - ciągnął filozof, gramoląc się. “ Tylko grajków wynająć i tańczyć w niej.
- Owszem, odpowiednia! - rzekł jeden z Kozaków, włażąc na kozioł samowtór z woźnicą, którego głowa obwiązana była szmatą, zamiast czapki przepitej w szynku. Pozostałych pięciu wraz z filozofem wpakowało się do środka i roztasowało na workach wypełnionych zakupami porobionymi w mieście.
- Ciekaw byłbym wiedzieć - zauważył filozof - gdyby na ten przykład brykę tę naładować towarem jakimś, solą, dajmy na to, albo żelastwem, ile by też trzeba wtedy do niej koni?
- Hm - powiedział po namyśle Kozak siedzący na koźle - potrzebna by była ilość odpowiednia. - Po tej zadowalającej odpowiedzi uznał, że ma prawo milczeć przez całą dalszą drogę.
Filozofa brała chęć wywiedzieć się gruntownie, kto to taki ów setnik, jakiego jest charakteru, co gadają o jego córce, która w tak niezwykłych okolicznościach powróciła do domu i leży konająca, a której historia splata się oto teraz z jego własną; jakie tam u nich w domu panują zwyczaje... Zwracał się z takimi pytaniami do Kozaków, d jednak, pewnie tak samo filozofowie, milczeli w odpowiedzi i kurzyli lulki, leżąc na workach. Jeden tylko z nich zwrócił się do woźnicy z krótkim poleceniem:
- Bacz, Owerko, stary gawronie, jak będziemy podjeżdżać do karczmy na traktie czuchrałowskim, żebyś nie zapomniał zatrzymać się i obudzić mnie i resztę towarzystwa, gdybyśmy zasnęli.
Po czym zasnął dość donośnie. Nawiasem mówiąc, upomnienia jego były zgoła zbędne, zaledwie bowiem ogromniasta bryka zbliżyła się do karczmy na trakde czuchrałowskim, wszyscy jednogłośnie krzyknęli:
-Stój!
Ponadto konie Owerki były już tak przyuczone, że same się zatrzymywały przed każdym szynkiem
Mimo upalnego lipcowego dnia wszyscy wyleźli z bryki i poszli do izby karczemnej, niskiej i zapapranej, gdzie z oznakami radośd począł ich podejmować, jako