Ale Dorosz nie był zgoła usposobiony do milczenia. Właśnie przed wieczerzą odwiedził wraz z klucznikiem w jakiejś ważnej sprawie piwnicę, nachylił się ku paru beczkom i wyszedł stamtąd wesolutki, gotów pytlować bez przerwy.
| Czego ty chcesz ode mnie?powiedział. - Mam milczeć? Ja? Przecie ona na mnie samym jeździła! Dalibóg, jeździła!
- A powiedz, ojcze - zapytał młody owczarz z guzikami - po jakich znakach można poznać wiedźmę?
- Nie można poznać - odrzekł Dorosz. - Nijak nie poznasz, choćbyś wszystkie psałterze na pamięć umiał, nie poznasz.
- Można, można, Dorosz. Nie gadaj - wtrącił się pocieszyciel. - Nie na próżno Pan Bóg każdego po swojemu naznaczył. Ludzie, co znają nauki, mówią, że wiedźmy mają maluśki ogonek.
- Która baba stara, to i wiedźma - oświadczył obojętnie siwy Kozak.
- Chłopy też nie lepsze! - podchwyciła baba dolewająca w owej chwili świeżych hałuszek do opróżnionej misy. - Prawdziwie wieprze tłuste!
Stary Kozak, imieniem Jawtuch, przezwiskiem Kołtun, wywołał na swych wargach uśmiech zadowolenia, widząc, że słowa jego dotknęły babę do żywego, poganiacz bydła zaś wybuchnął takim grubym śmiechem, jak gdyby dwa byki, stanąwszy naprzeciw siebie, zaryczały jednocześnie.
Zaczęta rozmowa zbudziła w filozofie nieprzepartą chęć i ciekawość, by się czegoś dokładniej dowiedzieć o zmarłej córce setnika; toteż pragnąc sprowadzić rozmowę na temat poprzedni, zagabnął sąsiada:
- Chciałbym zapytać, dlaczego całe to towarzystwo, co siedzi przy wieczerzy, uważa panienkę za wiedźmę? Czy wyrządziła komu co złego, czy zgławęczyła kogokolwiek?
- Różnie bywało - odezwał się jeden z wieczerzających, człowiek o twarzy płaskiej, niezmiernie podobnej do łopaty.
- Któż nie pamięta psiarza Mikity albo i tego...
- Cóż takiego było z psiarzem Mikitą? - zaciekawił się filozof.
- Czekajcie! Opowiem o Mikicie - powiedział Dorosz.
- Ja wam opowiem - wtrącił się tabuniarz - bo to był mój kum.
- Lepiej ja! - oświadczył Spiryd.
- Dobra! Niechaj Spiryd gada! - zawołano w tłumie.
I Spiryd zaczął w te słowa:
- Ty, panie filozof, nie znałeś Mikity: o, rzadki to był człowiek! Każdego psa to ci tak znał jak ojca rodzonego. Teraźniejszy psiarz, Mikoła, ten, co siedzi trzeci ode mnie, gdzie mu tam do Mikity, ani się do niego umywa! Choć także rzecz swoją rozumie, ale naprzeciw Mikity — łajno!