P1010517

P1010517



Około siódmej wieczór, gdy zaczynało już zmierzchać, ujrzałam, że Kostaki przechodzi przez dziedziniec. Odwrócił głowę w stronę mojego okna, ale cofnęłam się gwałtownie, aby mnie nie spostrzegł. Byłam niespokojna, gdyż widziałam - o ile mogłam wyśledzić to przez moje okno - że kieruje się ku stajni. Odważyłam się nawet, odsunąwszy rygle, wśliznąć do sąsiedniego pokoju, skąd mogłam już ujrzeć, co robi. Rzeczywiście, Kostaki udał się do stajni. Wyprowadził z niej swego ulubionego wierzchowca i osiodłał troskliwie, jak człowiek, który przywiązuje największą wagę do najdrobniejszych szczegółów. Był ubrany tak samo, jak go widziałam za pierwszym razem, a miał tylko szablę.

Osiodławszy konia, Kostaki rzucił raz jeszcze spojrzenie w moją stronę, ale że mnie nie dostrzegł, skoczył na siodło. Gdy rozwarła się brama, przez którą wyjechał jego brat, Kostaki popędził galopem.

Serce ścisnęło mi się straszliwie, a okropne przeczucie szeptało, że Kostaki wyruszył na spotkanie brata. Stałam w oknie tak długo, jak tylko mogłam objąć wzrokiem drogę, która ćwierć mili od zamku skręcała w bok, ginąc dalej w lesie. Ale gęstniejący mrok coraz bardziej ogarniał drogę, tak że była już prawie niewidoczna. Ja wciąż stałam w oknie.

Wreszcie nadmierny niepokój przywrócił mi siły. Ponieważ było rzeczą oczywistą, że na dole właśnie mogłam otrzymać pierwsze nowiny o obydwóch braciach, zeszłam więc do sali. Pierwsze spojrzenie rzuciłam na Smerandę. Ale spokój jej twarzy świadczył, że nie żywi jakichkolwiek obaw. Wydawała, jak zwykle, dyspozycje dotyczące wieczerzy, a nakrycia obu braci były na swoich miejscach.

Nie śmiałam nikogo pytać. Do kogo zresztą mogłabym się zwrócić? Poza Kostaki i Gregoriską nikt na zamku nie znał języków, którymi się posługiwałam. Drżałam przy najlżejszym szmerze.

Do wieczerzy zasiadano zwykle o godzinie dziewiątej. Byłam na dole już wpół do dziewiątej i śledziłam ruch wskazówki minutowej, widoczny na dużej tarczy zegara. Wskazówka przebyła połowę drogi, wybił kwadrans. Dźwięk zabrzmiał ponuro i smutno. Wskazówka rozpoczęła dalej swą wędrówkę, a ja obserwowałam, jak posuwa się powoli i regularnie.

Kilka minut przed dziewiątą wydało mi się, że słyszę tętent konia na dziedzińcu. Smeranda usłyszała go również, gdyż odwróciła głowę w stronę okna, ale gęstniejący mrok nie pozwalał nic dostrzec. Och, gdyby w tej chwili spojrzała na mnie, odgadłaby z pewnością, co się dzieje w moim sercu!

Na podwórzu rozległ się tętent tylko jednego konia. Było to zupełnie naturalne. Dobrze wiedziałam, że wróci tylko jeden jeździec.

Ale który?


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
PROLOGŚwiąteczny obiad 8 listopada 1932 Około siódmej wieczorem 8 listopada 1932 roku Nadieżda Allił
P1010577 Około drugiej służący zapukał do drzwi Berty, mówiąc, że młoda dama zdradzająca oznaki wiel
DSC00151 (24) Ażeby następnie dojść do tego momentu rozwojowego człowieka, gdy uprawia on już rzemio
TAJEMNICA PSA Wycieczka ta była pod każdym względem niezapomniana. Po pierwsze już w pierwszy wieczó
gdy nas juz nie?dzie2 prof. Alan Weisman Wykładowca dziennikarstwa na Aiizona Universrty, autor 
gdy nas juz nie?dzie6 REKLAMA Nowojorska Statua Wolności ma szansę stać się jednym z najtrwalsz
Robotyka rehabilitacyjna rozwija się niezwykle szybko. Gdy zaczynały się prace nad tym projektem 4 l
31 Rodowe walki między Grzymalitami a Nałęczami zakończyły się na Krajnie dopiero około roku 1500, g
img19101 djvu 161 Znana jego zdrowa rada, Lecz gdy się już w podle pali. Senatorska togę składa, A
page0036 34 E*aw i JTjlt.U., Gdy Izaak już zaślubił Rebekę, prosił Boga, by mu zesłał dzieci. Pan wy
page0086 84 Podróż h pustyni. Gdy Bóg już wywiódł Izraelitów przez Mojżesza z morza Czerwonego, wesz
page0844 836Sorbonna sputy w piątek, latem od godziny piątej rano do siódmej wieczorem bez przerwy,
Wszyscy są, witam was - w parze zwracamy się twarzą do siebie. Zaczynajmy, już czas - raz klaszczemy
s144b (2) Gdy wykonamy juz pokrycie szałasu, przygotowuje się dwa posłania, pozostawiając wolną prze

więcej podobnych podstron