Około drugiej służący zapukał do drzwi Berty, mówiąc, że młoda dama zdradzająca oznaki wielkiego niepokoju dopytuje się usilnie, gdzie może znaleźć generała barona Spielsdorfa i jego córkę, których opiece matka powierzyła ją ubiegłej nocy. Oczywistym było, mimo drobnej nieścisłości w tytule, że to nasza nowa znajoma odnalazła się. W rzeczy samej tak było. Gdybyż niebiosa pozwoliły jej się były wówczas zagubić!
Opowiedziała mej biednej dziewczynie historię mającą wyjaśnić, dlaczego tak długo nie mogła nas odszukać. Zrozpaczona, chcąc nas za wszelką cenę odnaleźć, zabłądziła i dostała się do sypialni jednej ze służących, gdzie zasnęła głębokim snem, który, choć długi, jeszcze nie przywrócił jej pełni sił po zmęczeniu balem.
Tegoż dnia Millarca pojechała z nami do domu. Pomimo wszystko byłem więcej niż rad, że moja ukochana Berta pozyskała tak uroczą towarzyszkę.
Wkrótce jednak wyszło na jaw, że istnieją też pewne podstawy do niepokoju. Przede wszystkim Millarca skarżyła się na niezwykłe, utrzymujące się po przebytej chorobie osłabienie, skutkiem którego nigdy nie opuszczała swego pokoju wcześniej niż późnym popołudniem. Odkryliśmy też przypadkiem, choć zawsze zamykała drzwi na klucz od środka i nie wyjmowała go do chwili, gdy wpuszczała dziewczynę pomagającą jej przy toalecie, że czasami, wczesnym rankiem czy też w ciągu dnia, zanim zeszła na dół, nie było jej w pokoju. Kilkakrotnie widziano ją z okien zamku, jak o szarym świcie szła wśród drzew ku wschodowi, jakby w transie. Doszedłem do przekonania, że była lunatyczką. Hipoteza ta jednak nie rozwiązywała całkowicie zagadki. W jaki sposób wychodziła z pokoju, zostawiając drzwi zamknięte na klucz od środka? Jak mogła się wydostawać na dwór, nie otwierając drzwi ani okien?
Gdy tak gubiłem się w domysłach, pojawiło się nowe, znacznie poważniejsze zmartwienie.
Ukochane moje dziecko zaczęło zapadać na zdrowiu, a wygląd jej uległ tak tajemniczym, a niepokojącym zmianom, że byłem doprawdy przerażony.
Zrazu męczyły ją koszmarne sny; z czasem zdawać się jej zaczęło, iż nawiedza ją upiór przybierający już to postać Millarki, już to jakiegoś krążącego wokół nóg łóżka potwornego zwierzęcia, którego kształtów nie mogła wyraźnie dostrzec. Potem pojawiły się wrażenia cielesne. Jedno z nich, osobliwe, choć wcale przyjemne, przypominało lodowaty dreszcz przebiegający pierś. Wspominała też, że czuła, jakby dwie wielkie igły wbijały jej się z piekącym bólem w szyję, tuż poniżej krtani. Po upływie kilku nocy wystąpiły objawy narastającej duszności, na koniec zaś straciła przytomność.