gsterskim. Po mniej więcej piętnastu minutach zapukano do drzwi.
— Policja — powiedział jakiś glos. — Dom jest otoczony. Bez głupstw, Rojack.
— Jak to przebiegło? — zapytał stary człowiek zmęczonym głosem. Leżał jałk mumia pod białym prześcieradłem.
— Tak jak pan to zaplanował — odrzekła mała blondynka. — Odebrałam pieniądze, a potem zawiadomiłam policję. Dzięki pańskiej pomocy wyrwałem te pieniądze tłuściochowi, panie Leone. Sto tysięcy dolarów — jej oczy rozbłysły, kiedy wyjęła z torebki plik banknotów.
— Dziewięćdziesiąt tysięcy i— głos starego brzmiał teraz bardzo poważnie. — Dziesięć tysięcy dla mnie.
Blondynka odliczyła staremu dziesięć banknotów, resztę schowała do torebki i poszła w stronę drzwi. Zanim wyszła, odwróciła się jeszcze.
— Chyba wyjadę teraz do Acapulco. Może jeszcze kiedyś zrobimy wspólnie jakiś interes.
— Może — zamruczał stary.
Blondynka nie odeszła jeszcze zapewne daleko, kiedy do szpitalnego pokoju wśliznął się niski mężczyzna. W pozie pełnej szacunku stanął przy łóżku.
— Halo, Leone, to ja, Brandini.
Stary człowiek odwrócił się powoli i otworzył oczy.
— I cóż cię do mnie sprowadza? —zapytał.
— Czy udało się? — zapytał przybyły, zaciskając dłonie na kancie łóżka.
Stary przyglądał się przybyłemu bez oznak wzruszenia. Widział wzburzenie tamtego i wiedział, że ten szef podziemia będzie mu wdzięczny.
— Rojack już siedzi. Przez najbliższe lita nie będzie nastawa! na twój troo, Br mdini
— Naprawdę? — z głosu Brandiniego przebijała wielka radość. Położył na łóżku chorego zwitek banknotów. :— To za to, że uwolniłeś mnie od tego karła, Roja-cka. Dziesięć tysięcy, jak było umówione.
— Tak jest, tak było umówione. Dzisięć tysięcy, nie więcej.
— Wiesz Leone, że jeżeli będziesz coś miał, to ja zawsze...
— Mam coś — powiedział stary.
— Dla mnie?
— Może cię zainteresować.
— Strzelaj!
— Pewna chciwa na pieniądze, mała blondynka. Uwolniła właśnie swego męża z dziewięćdziesięciu tysięcy dolarów. Możesz być pewien, że policja nie dowie się, jeśli ty uwolnisz ją od tych pieniędzy. Będzie zatem osiemdziesiąt tysięcy dla ciebie i...
—...dziesięć dła Leone — roześmiał się Brandini.
— Naturalnie — powiedział stary. — Dziesięć tysięcy dla mnie. Nie mniej i nie więcej —zamknął oczy i zasnął spokojnie. Znał jeszcze wiele takich spraw.
BACA I JAPOŃCZYK
Baca popijał z turystą japońskim w gospodzie. Jak popili, to postanowili się sprawdzić w walce. Japończyk szybko pokonał bacę. Góral podnosi się z ziemi i pyta:
— Co to było?
— Dżu-dżitsu!
Wypili, a po chwili Japończyk znalazł się na podłodze. Kiedy po tygodniu oprzytomniał w szpitalu, spytał pochylonego nad nim bacę:
— Co to było?
— Ciu-pa-ga!
— 19 —