W przedpokoju zabrzmiały kroki. Kroki powolne, jak gdyby przytłaczające mi serce. Otworzyły się drzwi i w mroku zarysował się jakiś cień. Cień ten przystanął na chwilę w drzwiach. Serce zamarło we mnie. Cień ruszył naprzód, a w miarę jak wkraczał w krąg światła, odzyskiwałam oddech. Rozpoznałam Gregoriskę. Jeszcze chwila napięcia, a pękłoby mi serce.
Tak, to był on, ale blady jak śmierć... Wystarczyło nań spojrzeć, aby odgadnąć, że stało się coś strasznego.
- Czy to ty, Kostaki? - zapytała Smeranda.
- Nie, matko - odparł głucho Gregoriska.
- Ach, jesteś - rzekła. - A odkąd to matka powinna czekać na synów?
-Jest dopiero dziewiąta, matko - odezwał się Gregoriska, rzuciwszy okiem na zegar. W tej samej chwili wybiła dziewiąta.
- Rzeczywiście - powiedziała Smeranda. - A gdzie twój brat?
Mimo woli pomyślałam, że tak samo Bóg zapytał Kaina.
Gregoriska nic nie odrzekł.
- Czy nikt nie widział Kostaki? - rzuciła Smeranda.
Rozpytawszy się wokół, marszałek odparł:
- Hrabia był około siódmej w stajni, sam osiodłał konia i pojechał drogą na Hango.
W tej samej chwili oczy moje napotkały wzrok Gregoriski. I nie wiem, czy była to rzeczywistość, czy halucynacja, ale wydawało mi się, że dostrzegam na jego czole kroplę krwi. Podniosłam z wolna palec do swojego czoła, wskazując miejsce, gdzie zobaczyłam plamę. Gregoriska zrozumiał to i wyjąwszy chustkę, otarł czoło.
- Tak, tak - szepnęła Smeranda - pewno natknął się gdzieś na niedźwiedzia lub wilka i popędził za nim. 1 dlatego to syn każe matce czekać. Gdzieżeś go zostawił, Gregoriska? Powiedz.
- Matko - odparł Gregoriska głosem wzruszonym, ale spokojnym - myśmy nie wyruszyli razem.
- Dobrze - powiedziała Smeranda. - Niech podają i siądźmy do stołu. I trzeba zamknąć bramy. Kto zostanie poza nimi, spać będzie na dworze.
Pierwszy z tych rozkazów wykonano skrupulatnie. Smeranda usiadła na swoim miejscu, Gregoriska po jej stronie prawej, ja po lewej. Następnie służba wyszła, aby wykonać trzeci rozkaz, to znaczy zamknąć bramy zamkowe. W tej samej chwili rozległ się na podwórcu ogromny zgiełk i do sali wbiegł przerażony służący, wołając:
- Księżno pani, koń hrabiego Kostaki wpadł właśnie na dziedziniec sam i cały we krwi!