niego wzrok i wpatrują się w określone punkty budowli - musiał zawierać plan kaplicy. Swoje wyjaśnienia uzupełniał on co jakiś czas odczytywaniem fragmentów z małej, zniszczonej książeczki o gęsto zapisanych pożółkłych kartkach.
Po jakimś czasie przeszli powoli, wciąż rozmawiając, do bocznej nawy, naprzeciw miejsca, gdzie stałam. Tu zaczęli odmierzać odległość krokami; na koniec zatrzymali się przy jednej ze ścian i wszyscy trzej jęli badać ją bardzo dokładnie, odsuwając bluszcz, odbijając tynk końcami lasek, opukując ją i oskrobu-jąc. Na koniec odkryli w murze dużą wmurowaną tablicę z wyrytymi na niej literami.
Z pomocą drwala, który właśnie nadszedł, oczyścili ją tak, że wyraźnie było widać epitafium i tarczę herbową. Był to z dawna zapomniany grobowiec Mircalli, hrabianki Kamstein.
Stary generał, choć nie był - jak się obawiam - w nastroju do modłów, uniósł wzrok i ręce w górę w niemym geście dziękczynienia.
- Jutro będzie tu komisarz - usłyszałam jego słowa - dla przeprowadzenia procesu zgodnie z prawem Świętej Inkwizycji.
I obracając się do mężczyzny w złotych okularach, uścisnął go serdecznie, mówiąc:
- Jak mam panu dziękować, baronie? Jakże wszyscy mamy panu dziękować? Dzięki panu ta okolica uwolni się od plagi prześladującej mieszkańców od ponad stulecia. Nareszcie wytropiliśmy kryjówkę straszliwego wroga.
Ojciec odprowadził obu panów na stronę. Nie chciał, widać, bym słyszała, jak opowiada im o moim wypadku; widziałam jednak, jak w trakcie rozmowy raz po raz rzucają w moją stronę ukradkowe spojrzenia.
Ojciec podszedł do mnie, uściskał mnie serdecznie i wyprowadzając z kaplicy, rzekł:
- Pora wracać, lecz zanim pojedziemy, musimy wstąpić do poczciwego księdza mieszkającego niedaleko stąd i namówić go, by pojechał z nami do zamku.
Czułam się nad wyraz znużona, toteż rada byłam niezmiernie, gdy w końcu, wioząc z sobą księdza, dotarliśmy do domu. Jednak radość moja zmieniła się w głęboki smutek, gdy dowiedziałam się, że nic tu nie wiedziano o Carmiłli. Nikt mi nie wytłumaczył znaczenia zajść, jakie rozegrały się w kaplicy. Ojciec najwyraźniej zdecydowany był sprawy te zachować przede mną na razie w tajemnicy. Złowróżbna nieobecność Carmiłli sprawiała, że wspomnienie owych wydarzeń tym większą napełniało mnie grozą.
Przed udaniem się na spoczynek poczyniono niezwykłe przygotowania. W pokoju moim przez całą noc miały czuwać dwie służące i madame. W przylegającej do mej sypialni garderobie pełnili straż ojciec i ksiądz.