zerwała się na nogi i ruszyła w moją stronę; nie widziałem jej już, ale słyszałem tłuczenie rąk w bramę.
Gdzieś wysoko z góry, prawdopodobnie z wieży, usłyszałem hrabiego, który wołał coś twardym, metalicznym głosem. W odpowiedzi z bliska i z daleka rozbrzmiało wycie. Nim upłynęło kilka minut, gromada wilków wpadła przez szerokie wejście na dziedziniec zamkowy, niczym woda, wyzwolona nagle otwarciem śluzy.
Kobieta już nie krzyczała, a wilki tylko raz gwałtownie zawyły; po krótkim czasie wymknęły się pojedynczo z dziedzińca, oblizując pyski.
Nie mogłem jej współczuć, wiedziałem bowiem, co stało się z jej dzieckiem. Lepiej, że nie żyje. Co mam czynić? Co mogę uczynić? Jak wyrwać się z tego straszliwego wiru nocy, zmór i lęku? [...]
25 czerwca. [...] Zmierzałem, dopóki jeszcze czułem w sobie wielką odwagę, wprost ku oknu strony południowej i wspiąłem się na wąski, kamienny gzyms, który biegnie wokół budynku. Kamienie były wielkie i grubo ciosane, a zaprawę murarską naruszył ząb czasu. Zdjąłem buty i ruszyłem w tę beznadziejną podróż. Najpierw patrzyłem przez chwilę w przerażającą otchłań, aby przypadkowe spojrzenie w dół nie wytrąciło mnie z równowagi, ale potem już odwracałem oczy w inną stronę. Znałem dokładnie kierunek i odległość, jaka mnie dzieliła od okna hrabiego, i ruszyłem przed siebie, wykorzystując wszystkie ułatwienia, jakie się po drodze nadarzały. Nie czułem zawrotu głowy ani strachu - myślę, że byłem na to zbyt przejęty - a czas, jakiego potrzebowałem, by dotrzeć do okna hrabiego, wydał mi się śmiesznie krótki. Mocno przytrzymałem się ramy okiennej. Byłem jednak silnie zdenerwowany, gdy wyginając plecy, nogami naprzód wszedłem w otwór. Rozejrzałem się za hrabią, ale ku memu zaskoczeniu i radości, stwierdziłem, że pokój jest pusty! Umeblowano go dziwnymi przedmiotami, które robiły wrażenie, jakby ich nie używano; sprzęty były takie same jak w pokoju południowym i podobnie jak tam grubo pokrywał je kurz. Natychmiast zacząłem szukać klucza, ale nie tkwił on w zamku; nigdzie indziej także nie można go było znaleźć. Jedyną rzeczą, którą odkryłem, był wielki stos złota w jednym z kątów - sztuki złota wszelkiego rodzaju: rzymskie, angielskie, austriackie, węgierskie, greckie i tureckie, także pokryte grubą warstwą kurzu, jakby już bardzo długo leżały tu na podłodze. Żadna nie miała mniej niż trzysta lat. Obok leżały też łańcuchy i biżuteria, niektóre wysadzane szlachetnymi kamieniami, ale wszystkie stare i pokryte plamami.
W jednym z kątów odkryłem ciężkie drzwi; próbowałem je otworzyć, skoro bowiem nie mogłem znaleźć klucza do pokoju albo bramy, co stanowiło główny cel wyprawy, musiałem podjąć dalsze poszukiwania, by cały mój trud nie okazał się