Odpowiedziałem:
- Niech pan zanadto na mnie nie naciska. Gotów jestem podzielić pana mniemanie. W jaki sposób chce pan dokonać tego krwawego dzieła?
- Utnę jej głowę, wypełnię usta czosnkiem, a potem przebiję jej dało palem.
Myśl o tym, że będę musiał pozwolić na tak straszliwe okaleczenie dała dziewczyny, którą kochałem, wzbudziła we mnie zgrozę. Mimo to uczucie owo nie było tak przemożne, jak oczekiwałem. Zaiste, zacząłem czuć się nieswojo w pobliżu tej istoty, tego żywego trupa, jak nazywał ją Van Helsing, i czuć do niej odrazę. Czy to możliwe, że miłość jest całkiem subiektywna albo całkiem obiektywna? Czekałem dobrą chwilę, by Van Helsing zaczął, ale on stał niby zatopiony w myślach. Nagle zatrzasnął z powrotem zamek swej walizki i powiedział:
- Zastanawiałem się i próbowałem określić, co będzie najlepsze. Gdybym mógł po prostu działać podług mych życzeń, to od razu teraz uczyniłbym to, co przedeż i tak trzeba uczynić; musimy jednak przemyśleć jeszcze tysiąc innych kwestii, które kryją w sobie tysiąc razy więcej trudnośd, niż myślimy. To proste. Dotąd nie odebrała jeszcze żyda żadnej istode, mimo że miała na to czas; działać teraz, znaczyłoby unieszkodliwić nieszczęsną na zawsze. Potrzebujemy też Artura. Ale jak mamy wytłumaczyć mu tę sprawę? Jeśli pan, który oglądał przecież rany na szyi Lucy i takie same na gardle dziecka w szpitalu, jeśli pan, który dzisiejszej nocy widział trumnę pustą, a teraz zastał w niej dało dziewczyny, które w osiem dni po śmierd nie wykazuje żadnej zmiany poza tym, iż nieboszczka nabrała rumieńców i jeszcze bardziej wypiękniała; jeśli wreszde pan, który wie o tym i dostrzegł także ową białą postać, jaka dziś w nocy przyniosła dziecko na cmentarz, jeśli więc pan nie wierzy w świadectwo własnych zmysłów, jakże mogę oczekiwać od Artura, który nic nie wie o tym wszystkim, że da mi wiarę? Nie ufał mi już, kiedy oddągnąłem go, gdy chdał pocałować swą umierającą narzeczoną. Wiem, wybaczył mi, ponieważ sądził, iż to pomyłka skłoniła mnie do przeszkodzenia mu w pożegnaniu Lucy. Mógłby też pomyśleć, że wskutek takiej samej błędnej idei kazałem żywcem pogrzebać tę dziewczynę i teraz, wskutek kolejnej błędnej idei, rzeczywiście ją uśmierciłem. W końcu w ogóle gotów stwierdzić, że nasze pomyłki winne są jej śmierd i będzie z tego powodu już zawsze nieszczęśliwy. Tak jak rzeczy mają się teraz, nie jest pewien swego, to najgorsze. Zacznie sobie chwilami wyobrażać, że ta, którą kochał, została żywcem pogrzebana, i w straszliwych snach będzie malował sobie derpienia, jakie musiała znieść; albo też w końcu zrozumie, iż działaliśmy słusznie, będąc zdania, że jego narzeczona jest żywym trupem. Nie, teraz, kiedy wiem, że to wszystko prawda, jestem sto tysięcy razy bardziej przekonany, iż drogi Artur musi przebrnąć przez gorzkie wody, jeśli chce zakosztować