znaczy niedługo przed godziną pierwszą. Fakt, że Dracula udał się na południe, nie jest dla nas bez znaczenia. Jak na razie jest tylko podejrzliwy: z Carfax ruszył najpierw tam, gdzie najmniej spodziewał się wtargnięcia. Musieliście opuścić Bermond-sey na krótko przed jego przybyciem. To, iż jeszcze go tu nie ma, dowodzi, że udał się następnie do Mile End. Zabierze mu to nieco czasu, będzie musiał bowiem przedostać się w jakiś sposób przez rzekę. Wierzcie mi, przyjaciele drodzy, niedługo już naszego czekania. Musimy ułożyć plan ataku, aby nie przepuścić żadnej szansy. Cyt! - nie pora już na to. Gotujcie wszystek oręż! Baczność!
To mówiąc, podniósł rękę w ostrzegawczym geście, gdyż do naszych uszu doszedł tymczasem dźwięk ostrożnie wsuwanego w zamek drzwi wejściowych klucza. Nawet w takiej jak ta chwili nie potrafiłem oprzeć się podziwowi, obserwując, w jaki sposób przejawia się duch przywódczy. W czasie naszych licznych wypraw i przygód w rozmaitych częściach świata Quincey Morris był zawsze tym, który układał plan działania, Artur zaś i ja nabraliśmy zwyczaju podporządkowywania mu się we wszystkim. Jednym spojrzeniem ogarnąwszy pokój, zdecydował w oka mgnieniu o sposobie ataku i bez słowa, samymi tylko gestami, rozstawił nas na stanowiskach. Van Helsing, Harker i ja zaczailiśmy się tuż za drzwiami, tak by, gdy się otworzą, profesor mógł stanąć na ich straży, my zaś obaj mieliśmy odciąć wchodzącemu odwrót. Godalming z tyłu, Quincey zaś z przodu, zajęli pozycje broniące dostępu do okna. Czekaliśmy w napięciu, a upływające sekundy wlokły się z koszmarną powolnością. W holu dały się słyszeć ostrożne, baczne kroki - hrabia był najwidoczniej przygotowany na jakąś niespodziankę, a w każdym razie żywił przed nią obawę.
Nagle jednym susem wskoczył do pokoju, nim ktokolwiek z nas zdążył ręką ruszyć, by go zatrzymać. Było w tym skoku coś tak panterzego, tak nieludzkiego, co aż otrzeźwiło nas z szoku, o jaki wszystkich przyprawiło tak nagłe wtargnięcie. Pierwszy podjął działanie Harker, rzucając się, by zasłonić drzwi, wiodące do pokoju od frontu. Na nasz widok oblicze hrabiego ściągnęło się w grymasie potwornego warknięcia, obnażającego długie i ostre górne kły; ten złowrogi uśmiech równie nagle ustąpił jednak miejsca zimnemu spojrzeniu lwiej pogardy. Wyraz twarzy przybyłego zmienił się jeszcze raz, kiedyśmy, jednym impulsem pchnięci, rzucili się na niego. Szkoda wielka, że nie przygotowaliśmy lepiej naszego ataku, gdyż nawet w tym momencie nie byłem pewny, co powinienem uczynić. Osobiście nie byłem przekonany, czy nasza śmiercionośna broń zda się na cokolwiek. Harker postanowił najwidoczniej rozstrzygnąć tę kwestię, wzniósł bowiem swój wielki nóż Kukri i wymierzył dos błyskawiczny i straszny. Ciętie było potężne; hrabiego ocaliła jedynie iśde diabelska zwinność, z jaką odskoczył. Ułamek sekudny póź-