odważyłem się zatrzymać nad nią, jak nad jej krewniaczką, abym znowu nie uległ czarowi, lecz dalej prowadziłem poszukiwania, póki nie odkryłem w wysokim, okazałym grobie, postawionym jakby dla najukochańszej osoby, tę piękną istotę, która na mych oczach, jak przedtem na oczach Jonathana, powstała z atomów mgły Była tak śliczna, tak promiennie piękna, tak cudownie ponętna, źe moja męska natura, nakazująca osobnikom naszej płci otaczać miłością i opieką przedstawicielki jej płci, zamąciła mi głowę wirem nowego uczucia. Lecz, Bogu dzięki, nie ucichł mi w uszach ów z głębi duszy płynący lament drogiej pani Miny; nim więc czar zdążył mnie opanować, przystąpiłem do swego potwornego dzieła. Przeszukałem już wszystkie, jak mi się zdawało, znajdujące się w kaplicy groby; że zaś w nocy wirowały wokół nas tylko trzy takie nieśmiertelne zjawy, uznałem, że tylko one wiodą czynny żywot. Spośród grobowców jeden wyróżniał się okazałością i przepychem - ogromny, o szlachetnych proporcjach. Widniało na nim tylko jedno słowo:
DRACULA
To więc był dom tego króla wampirów, któremu tyle żywych trupów podlegało. Puste wnętrze upewniło mnie wymownie o tym, co już wiedziałem. Nim przystąpiłem do przywrócenia owych trzech kobiet śmierci, położyłem na grobie Draculi okruch hostii, skazując go, nieśmiertelnego, na wieczną poniewierkę.
Następnie zabrałem się z trwogą do mego okropnego dzieła. Gdyby chodziło tylko o jedną wampirzycę, byłoby to względnie łatwe. Ale trzy! Podejmować jeszcze dwakroć potworny czyn, dopiero co popełniony; straszny wobec słodkiej panny Lucy, jakimże miał się okazać wobec tych nieznajomych, które przetrwały stulecia i którym upływ lat przydał sił; a które wreszcie, gdyby mogły, walczyłyby o swoje plugawe życie...
Ach, Johnie, mój przyjacielu, była to robota rzeźnika; gdyby nie kierowały mną myśli o innych zmarłych oraz o żyjących, nad którymi zawisł całun grozy, nie byłbym zdolny prowadzić dalej mego dzieła. Drżałem i drżę teraz jeszcze, choć gdy wypełniłem zadanie, uspokoiły się, Bogu dzięki, moje nerwy. Gdybym nie stał się świadkiem najpierw ukojenia, a następnie radości, jaka ogarniała owe nieszczęsne przed ostatecznym rozpadem - radości, oznaczającej świadomość ocalenia duszy - nie mógłbym kontynuować mego rzeźniczego rzemiosła. Nie wytrzymałbym potwornego trzasku, z jakim wdzierał się kół, kurczenia się drgających kształtów, krwawej piany na ustach. Uciekłbym w popłochu, porzucając niedokończone dzieło. Na szczęście już dokonane! Lituję się teraz i płaczę nad tymi biednymi duszami, wspomniawszy ową chwilę, jaką przeżyły przed unicestwię-