- Mięso! - powtórzył dobitnie poeta. - Namawiam Milvę na polowanie. Zjadłbyś świeżego mięsa?
- Zjadłbym.
- A krwi, świeżej krwi popiłbyś?
- Krwi? - Regis przełknął ślinę. - Nie. Jeśli chodzi o krew, dziękuję. Ale wy, jeśli macie ochotę, nie krępujcie się.
Geralt, Milva i Cahir zachowywali ciężkie, grobowe milczenie.
- Wiem, w czym rzecz, Jaskier - powiedział wolno Regis. - I niech mi będzie wolno uspokoić dę. Jestem wampirem, owszem. Ale nie piję krwi.
Milczenie stało się dężkie jak ołów. Ale Jaskier nie byłby Jaskrem, gdyby również milczał.
- Chyba źle mnie zrozumiałeś - rzekł pozornie niefrasobliwie. - Nie chodzi mi o...
- Ja nie piję krwi - przerwał Regis. - Od dawna. Odzwyczaiłem się.
- Jak to, odzwyczaiłeś?
- Zwyczajnie.
- Doprawdy, nie pojmuję...
- Wybacz. To sprawa osobista.
- Ale...
- Jaskier - wiedźmin nie wytrzymał, odwrócił się w siodle. - Regis przed chwilą powiedział d, byś się odpieprzył. Ujął to tylko grzeczniej. Bądź tedy uprzejmy zamknąć wreszde gębę.
Posiane ziarno niepokoju i niepewności zakiełkowało jednak i wzeszło. Gdy zatrzymali się na nocleg, atmosfera wciąż była ciężka i napięta, nie rozładowała jej nawet strzelona przez Milvę nad rzeczką tłusta, ośmiofuntowa chyba gęś bernikla, którą oblepili gliną, upiekli i zjedli, ogryzając do czysta najmniejszą nawet kosteczkę. Zabili głód, ale niepokój pozostał. Rozmowa nie kleiła się pomimo tytanicznych wysiłków Jaskra. Gadanie poety stało się monologiem, tak wyraźnie oczywistym, że wreszcie on sam też to zauważył i zamknął się. Panującą przy ognisku grobową ciszę zakłócał jedynie chrzęst żutego przez konie siana.
Mimo późnej pory nikt jednak nie sposobił się jakoś do snu. Milva grzała wodę w zawieszonym nad ogniem kodołku i rozprostowywała nad parą zmięte lotki strzał. Cahir reperował zerwaną klamrę buta. Geralt strugał patyk. A Regis wodził oczami po wszystkich po kolei.
- No, dobrze - powiedział wreszde. - Widzę, że to nieuniknione. Zdaje się, że już dawno powinienem był wam wyjaśnić pewne sprawy...