książkę, którą mu poeta ofiarował. Zajrzał na pierwszą stronę i odczytał tytuł: Dziady. Otworzył księgę i zaczął głośno czytać:
Nasz naród jak lawa,
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa,
Lecz wewnętrznego ducha sto lat nie wyziębi,
Plwajmy na tę skorupę i stąpmy do głębi!
Świt sączył się przez okno, kiedy Edmund odłożył foliał i znużony przeżyciami zasnął twardo.
*
Z Konstantynopola losy zagnały młodego Cal-liera do Egiptu, gdzie pewien czas pracował jako nadzorca przy budowie Kanału Sueskiego pod kierownictwem inżyniera Lessepsa. Niedługo tam zabawił. Przeniesiony wraz z Legią Cudzoziemską do Algierii, znów walczył, tym razem z plemionami Kabylów w skwarze afrykańskiego słońca. Trudne to były miesiące. Nieprzywykły do tamtejszego klimatu, rzucony w bezmiar pustynnych przestrzeni, wykazał hart ducha i ciała, aby wytrwać do końca w służbie Legii. Pustynia nauczyła go samotności, udręki, wzmogła tęsknotę za krajem. Nieraz, zawieszony między piaskiem a gwiazdami, błądził myślami po rodzinnym Buku, wspominając słowa Mickiewicza, którego sylwetka zacierała mu się coraz bardziej. Nie mógł jej sobie odtworzyć, jednak słyszał ciągle jego wezwanie powrotu do Ojczyzny.
Fort, w którym stacjonowali żołnierze Legii, był położony na rubieżach nie ujarzmionego terytorium. Plemiona Kabylów wynurzały się z głębi zakazanych terenów, zapuszczając się aż do fortów. Walki z nimi były uciążliwe, nękające. Wziętych do niewoli jeńców mordowali bardziej z pogardy niż z nienawiści. Edmund niejedną noc spędził ria terenach zagarniętych przez zbuntowanych Kabylów. Budził się na jasnych przestrzeniach piaszczystych, gdzie suchy i gorący wiatr spiętrza fale piasku jak na morzu. Długimi kilometrami posuwał się wraz z żołnierzami zboczami kulistych pagórków. Piasek pod stopami, pokryty zwartą warstwą błyszczących czarnych kamyków, wyglądał jak metaliczna łuska. Szli, powłócząc nogami, aby zostawić za sobą ślad, po którym mogliby później powrócić. Suchość wypełniała usta, oczy kłuły ziarenka piasku, wdzierając się do każdej szczeliny i zagłębienia. Wzrastający żar rodził miraże. Nagle oddziały Kabylów z głośnym wyciem wyrastały zza góry piasku. Rozlegały się strzały: krew na piasku, zabici i ranni. I tak wiele, wiele razy.
Twarda pięcioletnia służba dobiegała końca. Callier za zasługi na piaskach algierskich dosłużył się w końcu stopnia oficerskiego. Nie przedłużył już swego kontraktu. Chciał wracać do kraju, ale przypadek zdarzył, że jeden z jego przyjaciół wybierał się do Włoch, aby wziąć udział w ruchu wolnościowym, zainicjowanym przez Garibaldiego, Edmund przyłączył się do
35