czeni stawą, nabrali doświadczenia: „dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy”. Wywodząc się z tłumu szlacheckiego, Bogusławski ginął w nim. Tylko Potoccy, Radziwiłłowie, Krasińscy, Sułkowscy predestynowani byli z racji urodzenia, tradycji i woli Napoleona od razu na stanowiska dowódców, choćby niewiele lub wcale nie powąchali jeszcze prochu.
3 sierpnia 1807 roku 2 pułk piechoty wysłano do Modlina do prac fortyfikacyjnych, których, niestety, nie ukończono wówczas. A wielka szkoda, bo w myśl założeń Napoleona twierdze: Warszawa z Pragą, Modlin i Serock miały stanowić ważny trójkąt strategiczny. Zaniedbania w tej dziedzinie odczuto już niebawem. Oto po krótkich miesiącach pokoju Księstwo Warszawskie stało się widownią nowej wojny. Austria jeszcze raz spróbowała szczęścia, jej zreformowana armia znów wystąpiła do walki z Napoleonem.
Podczas gdy główne siły przeciwników rozpoczęły walki w Bawarii, w dniach 14—15 kwietnia 1809 roku granice Księstwa Warszawskiego przekroczył korpus arcyksięcia Ferdynanda d’Este. Połowa wojsk polskich była wówczas poza krajem, w Hiszpanii i w Gdańsku. Co najmniej dwukrotnej przewadze najeźdźcy książę Józef Poniatowski mógł przeciwstawić tylko szesnaście tysięcy żołnierzy, wliczając już w to oddział Sasów, 19 kwietnia doszło do bitwy na przedpolu stolicy — pod Raszynem. 2 pułk piechoty, który stacjonował w Warszawie, liczący tysiąc siedemset czterdziestu dwóch żołnierzy, zajmował pozycję w centrum ugrupowania wojsk księcia Józefa Poniatowskiego. Wspierany ogniem artylerii saskiej, skutecznie odpierał wszystkie ataki Austriaków aż do późnego wieczora. W odróżnieniu od zażartego boju wręcz w Falentach, gdzie poległ bohaterski dowódca 8 pułku, Cyprian Godebski, tu bitwa sprowadzała się raczej do wymiany ognia.
W bitwie raszyńskiej, tak zaszczytnej dla młodej armii Księstwa Warszawskiego, kapitan Bogusławski objął komendę nad kompanią piechoty. Dotychczas dowodził w walce tylko plutonem.
Po pełnym dramatycznego napięcia momencie wymarszu z Warszawy w szeregach i wśród ludności odezwały się okrzyki: zdrada! Wojsko spodziewało się dalszej walki w obronie stolicy. Nie zrozumieli nasi żołnierze, że Warszawa nie była oszańcowana, że konwencja, zawarta z wodzem austriackim, była jedynym wyjściem z sytuacji. Duże miasto unieruchomiło częściowo korpus nieprzyjacielski, a pochód naszych wojsk, mających na celu oswobodzenie Galicji, rokował korzystną zmianę sytuacji w sensie strategicznym, nade wszystko jednak moralnym. Pochód prawym brzegiem Wisły — to zagrożenie podstawy nieprzyjacie-
35