222 Kształty reprezentacji
zwolenników, ujmuje cały problem jednoznacznie: nie ma takiej rzeczy jak globalizacja, gdyż ciągle mamy państwa narodowe, granice i „sytuacje” narodowe; to one w ostateczności decydują o obrazie współczesności. Stanowisko drugie - nadal bardzo powszechne - zakłada, że zjawiska globalizacyjne to nic nowego. Patrząc tylko z perspektywy europejskiej istniały one od XVI wieku, a Erie Wolf w swym opus magnum nie wahał się obstawać, że już od neolitu trasy handlowe były globalne w swych celach, czego dowodem mogą być polinezyjskie przedmioty w Afryce czy azjatyckie skorupy w Nowym Świecie. Oto próbka sposobu myślenia znamienitego antropologa:
„Ponieważ europejscy handlarze jedynie przewozili niewolników z wybrzeży Afryki do miejsca ich przeznaczenia w obu Amerykach, zaopatrzenie w towar pozostawało całkowicie w rękach Afrykańczyków. Na tych »afrykańskich fundamentach« zbudowano, by użyć słów brytyjskiego merkantylisty Malachyego Postlethwaya, »wspaniałą superstrukturę amerykańskiego handlu i marynarki«. Od Senegalu i Gambii w Afryce Zachodniej po Angolę populaqę za populacją wciągano w ten handel przenikający w głąb lądu i wywierający wpływ na życie ludzi, którzy nigdy nawet nie widzieli europejskiego handlarza z wybrzeża. Każdy opis Kru, Fanti, Aszanti, Idżo, Ibo, Kongo, Luba, Lunda czy Gola, traktujący którąkolwiek z tych grup jako samowystarczalne »plemię<s stanowi błędne odczytanie afrykańskiej przeszłości i afrykańskiej teraźniejszości1.
Trzecie stanowisko utożsamia globalizację z rynkiem światowym jako ostatecznym horyzontem kapitalizmu i wskazuje, jakby dopowiadając myśl Marksa i Engelsa, że dzisiejsze światowe sieci ekonomiczne różnią się od swych poprzedniczek jedynie stopniem nasilenia i nasycenia, a nie rodzą jem. Pogląd podobny jest z pewnością bliski zwolennikom różnorodnych ruchów antyglobalistycznych, dla których globalizacja to nieludzka form.i ekonomii późnego kapitalizmu, coraz bardziej anonimowa, bezwzględn i i konsekwentna w dążeniu do zysku za wszelką cenę. „Rynek - tak, tyran i.i rynku - nie”, zdają się mówić przeciwnicy neoliberalizmu. jednoznacznie kojarzonego z trendami globalizacyjnymi2.
Jameson proponuje zupełnie inny ogląd globalizacji, bardziej analityc/ ny, a jednocześnie obejmujący sobą czy raczej podpowiadający wyjaśnienie stanowiska drugiego i trzeciego. Dla amerykańskiego badacza globalizacja jest cechą wielonarodowego etapu kapitalizmu, ale należy ją ponadto postrzegać w perspektywie ponowoczesności jako określonego stanu kultury. Globalizacja to dlań przede wszystkim pojęcie komunikacyjne, które zarówno skrywa, jak i transmituje znaczenia kulturowe i/lub ekonomiczne. Potoczny ogląd świata podpowiada nam, że istnieją coraz rozlegicjsze sieci komunikacyjne, coraz większa dostępność do informacji, coraz szybszy jej przepływ. Stąd w naturalny sposób rodzi się tendencja, aby na tym aspekcie globalizacji skupiać uwagę. Istnieje wszelako zasadnicza różnica między rolą mediów w pierwszym, „oświeceniowo-modemistycznym” etapie ich rozwoju, a ich obecnym statusem. Rodzące się środki masowego komunikowania - prasa, radio, film, telewizja, zgodnie z XVII-wiecznym jeszcze ideałem, miały przede wszystkim dostarczać wiedzy, a więc „oświecać” tych, którzy w odległych zakamarkach globu, w wiejskich przysiółkach i czynszowych kamienicach nie mieli dostępu do wiedzy; trzeba ich było „wynieść” na wyższy poziom świadomości. Technologia służyła więc w tym sensie edukacji: im doskonalsza ta pierwsza, tym możliwości tej drugiej szersze i powszechniej dostępne. Obecnie widoczny jest rozziew między możliwościami technologicznymi i rynkiem napędzającym postęp w tym względzie a ideą dostarczania wiedzy, owego „oświecania”. Ma rację Ncil Postman pisząc, że nie potrzeba nam więcej informaqi, bo ta, którą dysponujemy, i tak jest nie do przetrawienia (a wmawia się nam, że ciągle za mało wiemy i za wolno dowiadujemy się o ważnych kwestiach), ale konieczna jest sensowna odpowiedź po co nam to wszystko, jak zorganizować bity informacyjne w system wiedzy, aby ten z kolei prowadzi! do mądrości:
„Powiedziano mi, że Bill Gates, którego bujna wyobraźnia nie daje ani jemu, ani nam chwili wytchnienia, marzy o technologii, która uwolniłaby nas od umieszczania płyt w odtwarzaczu i uruchamiania go. Każdy mógłby podejść do urządzenia i powiedzieć »Frank Sinatra« lub »Pavarotti« albo, jeśli możecie to sobie wyobrazić, »Spice Girls«, i usłyszałby odpowiednie nagrania. Ktoś mógłby zapytać: jaki problem jest przez to rozw iązywany? W odpowiedzi słyszę, że szybkość”3.
Z faktu, że technologia promująca informację z jednej strony, a cele kształceniowo-edukacyjne - z drugiej nie wiążą się już ze sobą, bierze się, wspomniane wcześniej przez Jamesona, upodrzędnienie wszelkich poten-
E. Wolf, Europę and the People Without History, Berkeley, University of California Pres* 1997, s. 4.
Zobacz A. Domosławski, Świat nie na sprzedaż. Rozmowy o globalizacji i kontestacji, Wars/a wa. Sic! 2002.
N. Postman, W stronę osiemnastego stulecia. Warszawa, PIW 2001, s. 50.