S o w i ź r z a 1
jej powiedział jako książęciu: — Kto by nierządnego był łoża, ten mojej roboty obaczyć nie może.
W tym pani poszła z siedmią córek i błaźnicą tamże na pałac. Gdy Sowiżrzał płachty uchylił, jako i pierwej, i począł księżnie wyliczać, skąd margrabia poszedł etc.; i księżna z swymi pannami milczała; żadna też z nich jego roboty ani chwaliła, ani ganiła; niektórej jednak żal było, że się jej krzywda od ojca i od matki działa. Na koniec błaźnica jako bezpieczna rzekła: — Miły mistrzu! Ja tu żadnego malowania nie widzę ani obaczyć mogę, jakobym wieczną bękartką miała być ,9.
Słysząc te słowa Sowiżrzał dziwnie sobie pomyśli} tak sobie mówiąc: — Już tu źle będzie! Jeśli ta błaźnica pocznie prawdę powiadać, tedy ja muszę wędrować. — I obrócił onę rzecz w śmiech.
W tym księżna z pałacu poszła do pana swego, który jej spytał, co by się jej malowanie podobało? Rzekła: — Miłościwy panie! Wszystko mi się podoba, tak jako w. m. Ale naszej błaźnicy bynajmniej się nie podoba i tak powiada, że żadnego malowania nie widziała; tak też i córkom naszym się być zda. Boję się, panie miły, że się ten łotr łotrowską łaciną obchodzi.
Takową powieść margrabia sobie rozważał mówiąc: — Jakomkolwiek oszukan, to już musi mieć swoje miejsce. — I kazał Sowiźrzałowi powiedzieć, że: — Wszystkie dworzany poślę, aby tę robotę jego oglądali; a tak się ja łatwo dowiem, który jest bękartem, a który nie jest między moim rycerstwem. Takowy żaden mojej łaski nie będzie mieć i od wszelakiego sprawiedliwego dobra ma być oddalon.
Zrozumiawszy Sowiżrzał takową odpowiedź szedł do swych towarzyszów, uwolnił je; potem szedł do pańskiego podskarbiego, kazał sobie dać sto złotych, które
Sowiżrzał
mu dano. Wziąwszy te pieniądze poszedł co rychlej z nimi w drogę.
Wtórego dnia margrabia pytał się o swego malarza; a on już uniknął. Tejże godziny margrabia z swym dworem szedł na pałac, jeśliby który to malowanie mógł widzieć. Ale każdy powiedział, że nic nie widział. Margrabia uznając, że wszyscy malowania nie widzieli, rzekł do nich: — Już wiemy dobrze, żeśmy oszukani. Dawnom ja myślał, żem z Sowiżrzałem żadnej sprawy mieć nie chciał; przeciem na to przyszedł. Tych dwu set złotych stradać musiemy; a na za wżdy łotrem będzie, a naszego gruntu się chronić musi.
Tak tedy Sowiżrzał z Marborku wyszedł i odrzekł się malarzem więcej być.
Jako Sowiżrzał w Pradze, w Czechach, w kolegium z doktorami uczonymi dysputował
Idąc Sowiżrzał od Marborku przebrał się w drogę do czeskiej ziemie i do Pragi. Tam się za znamienitego mistrza udał, jakoby umiał na trudne kwestyje albo gadki odpowiadać, którym by nie każdy mistrz sprostał20. I dał karty abo ceduły rozpisać, w tym chcąc się osławić, kazał wszędzie po drzwiach kościelnych, zwłaszcza na kolegium, przylepić. Co było rektorowi i wszystkim kolegiatom niemiło.
Tam doktorowie i mistrzowie słysząc o tym poczęli radzić, jakoby Sowiżrzała jakimi trudnymi kwestyjami mogli usidlić i ułowić, aby w hańbie został; i zmówili się zwalając to na rektora, aby on tę mu kwestyją albo gadkę zadał. I dali Sowiżrzałowi przez swego posłańca znać, aby wtórego dnia stanął, a ponieważ im sam dał
203