lem aktorskim a odgrywaniem wielkiego dramatu. Proszę sobie wyobrazić, żo taka teza pojawiła się u samego progu naukowo uprawianej historii teatru. Sformułował ją prof. Hcrrmann, człowiek skądinąd niezwykłych zasług. Nie odrzucał on „fazowego" charakteru postaci teatralnej. (Przeciwnie.) Sądził jednak, że harmonijne następstwo poszczególnych faz możliwe jest tylko w wypadku świadomie uprawianego sztu-koróbstwa. Wielki dramat nie funkcjonuje w ten sposób, nie pobudza rozkwitu sztuki aktorskiej. I na odwrót: najpiękniejsze role tworzą wielcy aktorzy grając byle jakie sztuki, bo tylko wtedy zyskują należyte pole do popisu, mogą naprawdę tworzyć.
Myślę, że historia teatru przeczy temu twierdzeniu. Trzeba by przyjąć, że aktorzy składają się wyłącznic z ludzi niewrażliwych na uroki Mamieta, by móc się zgodzić z Hcmnanncm. A tok nic jest.'Postać teatralna ludzi swoim istnieniem nic tylko nas, widzów, ale i aktorów. A o rasowym aktorze wiemy, żc zazwyczaj jest ciekaw ludzi (choć przeważnie to przed otoczeniem ukrywa). Hamlet ciekawi wielkiego aktora jako zagadka. Herrmann jakby zapomniał, żc twórczość nie musi stwarzać wszystkiego od nowa; może być szukaniem odpowiedzi na pytania stare jak świat. Nie mówiąc o tym, że aktor to także człowiek o bardzo czujnym zmyśle rywalizacji. Nie będzie więcej Hamleta, mój synu — mówi wielbiciel Garricka po jego śmierci. A ja wam pokażę Hamleta, o którym się nie śniło waszym filozofom — mówi do siebie aktor nowego pokolenia w tej samej chwili. Gdyby nie te okoliczności, nie byłoby nowożytnego teatru. Byłby rodzaj monumentalnego kabaretu. Albo, jak przedtem, misterium spychające u wykonawców kwalifikacje czysto aktorskie na korzyść innych. Dzisiejszy teatr, jak widzę, bardzo się interesuje jednym i drugim, to znaczy i kabaretem, i misterium, jakby zmęczony głównym nurtem swojej własnej przeszłości. Jest to bardzo ważne zagadnienie, znamienne dla chwili obecnej, dla jej nastrojów i aspiracji. Nie powinno mieć jednak wpływu na interpretację przeszłości. W przeszłości dochodziło bez wątpienia do kompromisów pomiędzy odgrywaniem ról a instynktem aktorskim.
Nijdy przenigdy nic doszłoby do powstania takich tworów jak Hamlet albo Książe Homburgu, gdyby nie było instynktu aktorskiego, gdyby nie znajdowali się między nami ludzie obdarzeni tą dziwną władzą panowania nad uczuciami tłumu, bo to oni czynią prawdopodobnymi obie postaci (w najściślej-szym znaczeniu słowa „prawdopodobny"). Oni również uczą dramatopisarzy. co czynić, żeby taka postać miała szansę ożywania na scenie. A jednocześnie i to prawda, te nie byłoby ról, gdyby się ludzie nie nauczyli oddawać instynktu aktorskiego w służbę wielkiej konstrukcji, wieloosobowej i wielowątkowej, wyrażającej pewną opinię o zawiłościach naszej egzystencji na przykładzie Hamleta.
Myślę, że odegranie tej postaci jest wciąż jeszcze dla aktora zadaniem atrakcyjnym i przypuszczalnie pozostanie takim na pewien czas. Nie wynika to wyłącznie z potrzeby zaspokajania instynktu aktorskiego. Ale nie wymaga też tłumienia instynktu aktorskiego. Może być przejawem zdrowego kompromisu.
Z ulgą przeczytałem Pani słowa. Mnie też się wydaje, że kompromis może człowiekowi przynosić ujmę, gdy polega na nieuzasadnionym ustępstwie. Natomiast może być zgoła zaszczytny, kiedy wynika z ofiarności. A gdy wynika z ofiarności obu stron, może być filarem kultury.
Punkt 10 traktuje Pani jako oczywisty.
Jeśli tak, możemy przejść do punktu 11. Tu mnóstwo sformułowań na tematy delikatne. Scenariusz, „nadsccnariusz". Po dokładnym przestudiowaniu tego punktu i porównaniu obecnych formuł z dawniejszymi, stwierdza Pani, ie w zasadzie wszystko w naszej korespondencji już było i w zasadzie wszystko tak jak teraz jest napisane. Jedna rzecz Panią intryguje. Dlaczego teraz napisałem, żc podczas prób teatr zachowuje się tak. jakby zmierzał do powstania „nadscenariusza"?
237