Zauważyłem, że duża część obcokrajowców mieszkających wPoiscc nigdy nie uczy się polskiego. Problemy z tym miewają szczególnie Francuzi i Amerykanie, bo obie te nacjo są dość licznie reprezentowane w Polsce, pracują w biznesie lub
uczą swoich języków i dobrze czują się w kręgach „swoich”. Tymczasem nikt nie może podziałać tak ożywczo na język niż używający go po swojemu obcokrajowiec. Mój serdeczny znajomy, Amerykanin, który mieszka w Polsce od lat. bodajże siedmiu, mówi po polsku lepiej niż statystyczny pracownik Ministerstwa Spraw Zagranicznych po angielsku. Kiedy siedzimy przy piwie, śmieje się zawsze, że z każdym piwem mówi bardziej po angielsku niż po polsku. Ale mimo to jego polszczyzna wciąż jest czystsza niż język polskiego biznesmena. A kiedy jest zmęczony, zawsze powtarza z uśmiechem: „zmechacony jestem”. „Nie mogę dzisz przyjsz, bo jestem straszny zmechacony” - mawia, a ja przejąłem to „zmechacenie” od niego jako cudowne słowo, które stan najgorszego zmęczenia zamyka w sposób uroczo dowcipny.
„Zmechacony” może być sweter, golf, ewentualnie sznur. Ale człowiek - skoro już może być wyprany i wypruty (a czasem jeszcze chce się gdzieś zaszyć) - najwyraźniej też. „Kiedy pociąg bladym świtem dotoczyl się w końcu do stolicy Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, byłem jak stara, zmechacona ściera” - wspomina autor trza.sk-prask.blog.pl. Gdzie indziej ten sam autor-w tekście zatytułowanym „la depresija” - opisuje swój stan tak: „Jakiś taki jestem zniechęcony, wymię tolony i zmechacony”.
Zmechacić się można nie tylko od pracy, rzecz jasna. Picie piwa i inne rozrywki mogą doprowadzić do różnych postaci zmechacenia. Lekkiej („dzisiaj przyszłam do domqlekko zmechacona”) bądź też ciężkiej („tak się zmechaciłem, że nie mogłem spać”). Jednego jestem pewien: mój znajomy słowo to wymyślił, a nie przejął od kogoś. W tym wypadku czuję się zatem nie tyle kronikarzem, ile wręcz akuszerką. Przykład pokazuje też, że albo wynalazek jednej osoby może się upowszechnić niezwykle szybko, albo na ten sam pomysł wpada czasem osób kilka. Na przykład poeci. Oto fragment wiersza Miłosza Biedrzyckiego: „słuchaj! tutaj, dni zmechacone / skórzane ryby prześlizgują się przez / krzyżowiska ptaków, od kiedy wiosna?”.
A
„Rozprzestrzeniać zmułę” to nie „wydzielać przykry zapach”, ale coś równie niemiłego. Jeśli powiedzą tak o was, to. znaczy, że wraz z wami pojawia się w towarzystwie marazm,, nudą, może też „stupor”,,.rzeczy niepożądane, szczególnie wśród ludzi poniżej trzydziestki piątki, czyli - jak utrzymywał mój ojciec - wśród szeroko rozumianej młodzieży. Jest akcja, coś się dzieje - dobrze, a jak nie ma - niechybnie dopadła nas zmuła.'
Osobnik, który zmułę rozprzestrzenia, to „zmulant” - nudziarz, a czasem po prostu frajer. A sama czynność to „zmii-‘iąnńr’ (od „zmulać”, w niektórych kręgach też „zamulać”). Pochodzenie: bardziej od „muła!! w znaczeniu osobnika ociężałego myślowo, słabo rozgarniętego, niż od „mułu” w wodzie. Opinie na ten temat są jednak podzielone. „Ale zmuła!” -powiecie w towarzystwie, które przyprawia was o ziewanie. „Zmuliłem się i poszedłem spać” - wyznał mi znajomy, który przesadził'na imprezie ze wszystkim, usnął w środku przyjęcia i nie zbudziła go nawet wizyta policji (wyciszono wtedy dźwięk i rozmowy, co poderwałoby na nogi każdego impre-zowicza). Hiphopowcy za zmulantów uznają zwykle wszystkich tych, z którymi nie pogadają o hip hopie, skejci - tych, którym deska kojarzy się tylko z deską do prasowania. Mnie też uznaliby za zmulanta, bo to wszystko, co piszę, dawno już wiedzą. Aha, na upartego „zmulantem” może być również środek prowadzący do zmuły, czyli dokładne przeciwieństwo „stymulanta”. „Świąt (...) jednak nie lubię, bo nie mo-
Im