wahadła. Ludzie ci z zapałem dopasowują wszystko c się zdarzy, do tajemnej historii' „szy,
masońskiego oś'*"~ ielkiej Piramidy v
—sj nistorii templarius.
^.toKiego oświecenia, planu Wielkiej Piiauutty® innej obsesji, która ich trawi. Od rdzenia mózgowego po
pachwinę przebiega ich drżenie, kiedy doznać - • które były udziałem Farac**10’*' wają prawdz:
bie kobiet lub nadzieja dziecka na powrót do mamu-
—y poznają rozkoszy, acelsusa i Fludda-kiedy odkiy. ..^iwe znaczenie mechatości brzoskwiń, dostrzegając w tym mikrokosmicznym fakcie odpowiednik jakiejś makrokosmicznej zasady. Tacy ludzie są w ekstazie, kiedy stwierdzą, że ich klucz otworzył jeszcze j* den zamek, że jeszcze jeden zakodowany przekaz ustą pił przed ich natarczywością i wyznał swe sekrety.
Moim własnym odpowiednikiem tajemnej historii templariuszy - siatką, którą narzucam na czytaną książkę - jest póła11*"1' o „Karierze
c --ni ^.ucarn na każdą c jest półautobiograficzna opowieść — pragmatysty”. Na początku niniejszej pika-reski Poszukiwaczowi Oświecenia świta, że wszystkie wielkie dualizmy Filozofii Zachodniej - pozór i rzeczywistość, czyste promieniowanie i rozproszone odbicie, umysł i ciało, intelektualny rygor i zmysłowe roztrzepanie, uporządkowana semiotyka i rozlazła semioza - to pojęcia, bez których można się obejść. Nie powinny zostać scalone w wyższe byty, nie powinny zostać dufgehoben, lecz aktywnie puszczone w niepamięć. Wczesny etap Oświecenia następuje wtedy, kiedy czyta się Nietzschego i zaczyna myśleć o wszystkich tych dualizmach jako o wielu metaforach jednej i tej samej rzec^z. kontrastu pomiędzy wyimaginowanym stanem całkowitej władzy, doskonałości i kontroli a naszą faktyczną niemocą. Dalsze stadium zostaje osiągnięte wtedy, kiedy przy ponownej lekturze Tak^ — zanosimy się śmierć '
o- ^
Porno
si i tatusia.
I wreszcie, z ostatnim stadium „Kariery pragmatysty mamy do czynienia wtedy, kiedy zaczynamy postrzegać nasze dotychczasowe perypetie nie jako kolejne stadia wznoszenia się ku Oświeceniu, lecz jako skutki uboczne spotkań z książkami, które przypadkiem wpadły nam wręce. Stadium to dość trudno jest osiągnąć, ponieważ ciągle odciągają nas w inną stronę marzenia: marzenia, w których heroiczny pragmatysta gra rolę Waltera Mittyego w immanentnej teleologii historii świata. Ale jeżeli pragmatysta potrafi uciec od tego rodzaju marzeń, prędzej czy później zacznie o sobie myśleć jako o istocie podlegającej tylu deskrypcjom, ile jest dla niej możliwych celów. Deskiypcji jest tyle, ile użytków, jakie inni - lub on sam - mogą zrobić z pragmatysty. Jest to stadium, w którym wszystkie deskrypcje (łącznie z czyjąś autodeskrypcją jako pragmatysty) są oceniane zależnie od ich skuteczności jako środków do celów, a nie od zgodności z opisywanym przedmiotem.
Tyle o „Karierze pragmatysty” - narracji, której często używam do celów udramatyzowania swej osoby, a teraz z zachwytem stwierdziłem, że potrafię w niej umieścić profesora Eco. Dzięki temu mogłem ujrzeć nas obu jako ludzi, którzy przezwyciężyli swe wcześniejsze ambicje, by zostać łamaczami kodów. Przez tę ambicję zmarnowałem dwudziesty siódmy i dwudziesty ósmy rok mojego życia, próbując zgłębić tajemnicę ezoterycznej doktryny „Trójni” Charlesa Sandersa Peircea, a tym samym jego fantastycznie skomplikowanego „Systemu semiotyczno-metafizycznego. Uznałem, że podobne pobudki musiały skłonić młodego Eco do podjęcia badań nad tym nieznośnie irytującym filozofem oraz że podobna reakcja kazała mu ujrzeć w Peirsie jeszcze jednego trzepniętego triadomana. Słowem, korzystając z tej
_ rzecze Zt
. —^echem. W - kci —,
cą FreiiH- _niu Q wojj moCy sfyszy-
-iC eufemizmy, za którymi 1'riri‘' mężczyzn na brutalne — ’
Zaratustra
W tym punkcie, z niewielką —cj rreuda, w czyimś gadaniu o
my już tylko szumne c
nzdzi 104
eJa
ne
ep0dPoKądk
kiyje Sję ° wdanie so-
105