98 Helena Karwacka
braż enie szatana, przedstawia) autor symbol zła, źródło nieszczęść ludzkości, 1 jakby pomny na odwieczne jego istnienie dawał księżycowym Sternom, dawna przeszłość i bogaty tradycję kulturowa z której płynęła icb potężna siła.
kompozycji powieści, zwłaszcza w jej końcowych partiach, zdawał się -'.liłu.wiki pozostawać pod wpływem fantastycznego utworu H.G. Wellsa Pierwsi luuzie na księżycu.. Swoją opowieść kończył Wells szeregiem raportów nadawanych z księżyca przez Cavora, sprzecznych w treści, mitologizujących przygody na tej planecie. W Zwycięzcy były to relacje trzech księżycowych „proroków”, z których każdy inaczej przedstawiał dzieje Warka, postaci o legendarnych zasługach, wdelbionej i czczonej przez lud.
*
Dzieje ludzi nn ziemi unspólczesne wydarzeniom ich księżycowego pokolenia, które zostało przedstawione w Zwycięzcy wyglądały zgoła inaczej. Przedstawiał je autor w trzeciej części trylogii pt. „Stara Ziemia”. Pozornie zatroszczył się o ściślejszą więź fabularną: dwaj mieszkańcy księżyca Roda i Mataret ukradłszy Markowi-Zwycięzcy pojazd przybyli najniespodziewaniej na ziemię. Należało by zatem, przypuszczać, że pociągnęła go myśl dokonania konfrontacji tych dwu światów, zadanie, które mogło nęcić wyszkolonego na badaniach filozoficznych pisarza. Zainteresowały go jednak sprawy inne i nowe: jak ułoży się na starej planecie życie po stuleciach. W gąszczu rozważań zagubili się gdzieś dwaj przybysze z księżyca, nikłą tylko odgrywając rolę. w nawale interesujących pisarza zagadnień. Związek tiylogiczny w zasadzie się urywał. Zdawał sobie z tego sprawę Żuławski pisząc we wstępie: „Tok opowiadania wiąże się w niektórych miejscach z poprzednimi powieściami, sądzę jednak, że i dla tych, którzy ich nie znają, nie wymaga osobnych wstępnych wyjaśnień, aby być zrozumiałym”1. Nie obciążony zatem balastem fabularnym poprzednich powieści zaczął budować fantastyczny obraz przyszłej ziemi.
W ep oce, w której rozgrywała się akcja Starej Ziemi ludzie zdobyli już wszystko i wszystko wiedzieli. Stosunkowo łatwo dokonały się wszelkie przemiany społeczne.
„Jakże by się zdziwił — pisał poeta — ten człowiek w zamierzchłych gdzieś czasach, w dwudziestym stuleciu tę książkę przed chwilą porzuconą piszący, gdyby spojrzeć mógł dzisiaj na mapę Zjednoczonych Stanów Europy! Wówczas to zdawało się tak odległym i niedoścignionym ideałem, a przecież przyszło względnie łatwo i nieuchronnie... oto pewnego dnia zrozumiano nareszcie w sposób taki jakiś prosty i niewątpliwy, że nie ma o co walczyć właściwie — i zaczęto się dziwić, po co tyle krwi z taką rozlano zapamiętałością? Lud Europy po kilkudziesięciu wiekach historycznego rozwoju dojrzały do zjednoczenia i zjednoczyły się na zasadzie samoistnych jedności narodowych, jak największej zażywających swobody.
A krok w krok za tymi zmianami postępował rozwój stosunków społecznycl i gospodarczych. Obawiano się niegdyś gwałtownych przewrotów w tej dziedzinie i nawet wszystko zdawało się wskazywać na konieczność nieuchronnej jakiejś katastrofy, a w istocie wszystko poszło tak gładko i ... nudnie aż do obrzydliwości... Rozrost nadzwyczajny spółek i towarzystw współdzielczych ułatwił przejście prawie" niespostrzeżenie. Wyzyskanie nowych wynalazków z jednej stropy, wymagało zjednoczenia coraz większych sił — z drugiej zaś, podnosiło skalę dobrobytu ogólnego w tak niespodziewanie szybki sposób... Wkrótce nie warto już było posiadaniem osobistego majątku trosk sobie przys-
r f > 39
parzac
Znakomicie ułatwiały ludziom życie najprzeróżniejsze wynalazki, zacierały różnice przestrzeni „pociągi błyskawiczne”, „elektryczne samochody” idealnie funkcjonujące „aeroplany”. Ziemia poprzecinana licznymi podziemnymi tunelami, kablami telefonów zdawała się być całkowicie ujarzmiona i wraz z opanowanymi siłami przyrody oddana we władanie żyjącym na niej ludziom.
Wszystko to tworzył pisarz obeznany ze współczesnymi mu wynalazkami. Ale nie elementy fantastyki technicznej przyciągały uwagę pisarza; stały się one w powieści tylko nieodzownymi atrybutami dwudziestego siódmego wieku. W Żuławskim odezwał się przede wszystkim filozof, stawiający sobie pytanie, czy ludzkość stała się przez to szczęśliwsza.
Pytanie to nie nowe, od wieków aktualne i od wieków stawiane, pisarz sprowadzał do zagadnienia: czy osiągając równość społeczną ludzkość będzie szczęśliwa? Czy da ją ludzkości socjalizm? Odpowiedź Żuławskiego była niedwuznacznym przeczeniem2 3.
Stary podział na „wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych”, który wydawał się pisarzowi słuszny w wieku dwudziestym, zastąpił podziałem na ,,pożytecznych i nieproduktywnych”. Ci z kolei rozpadali się na trzy grupy: „urzędniczą ga-wiedź” — bezmyślny tłum, robotników i duchową elitę „wiedzących”, do której należeli twórcy i myśliciele. A więc zastąpienie jednego podziału przez drugi. Robotników, którzy podjęli walkę przeciwko własności prywatnej i wyzyskowi przedstawił pisarz, jako tłum zaprzedany maszynie. „Miliony maszyn — pisał — wymagają ze swej strony do obsługi całej rzeszy robotników czujnych, umiejętnych, metalowej dziwotworze nielitościwej po prostu zaprzedanych i nie myślących o niczym więcej, jak że w danej chwili trzeba pewien guzik pocisnąć lub dźwignię przerzucić. Pracują względnie krótko, płatni są dobrze, ale umysł ich zaostrzaj ąc si ę w jednym kierunku, tępieje dziwnie na wszystkich innych”4.
Tę kwestię społecznego problemu: zautomatyzowanie i pozbawienie indywidualności człowieka przez rozwój mechanizacji, jego oddanie się w niewolę
maszynie, pisarz podkreślał szczególnie. Szło mu bowiem przede wszystkim o obronę niezależności, której według niego najbardziej zagrażał Bocjalizm.
’* J. żuławski. Stara Ziemia. Warszawa 1946, (wstęp).
J. Zułuwski, Stara Ziemia. Kraków 1959, s. 27—28.
Por. Quis (A. Crzymała-Sieólecki): Ksiąłki. „Museion” 1911, nr 12.
J. Żuławski. Stara Ziemia, s. 30