60
jest zachowywana i transcendowana, albo stają się oklepanymi, wytartymi hasłami, których pustka wychodzi na jaw, gdy tylko ktoś zapyta o ich specyficzne znaczenie. Ich żywot zależy od - by tak rzec - nieświadomych wspomnień. Nawet gdyby jakaś grupa oświeconych ludzi przystąpiła do zwalczania zła najgorszego, jakie daje się wyobrazić, dla rozumu subiektywnego byłoby rzeczą niemożliwą wskazać po prostu na naturę zła oraz na naturę ludzką, które kategorycznie żądają walki. Wielu zacznie natychmiast pytać o rzeczywiste motywy. Trzeba byłoby wykazać, że powody są realistyczne, to znaczy, że odpowiadają osobistym interesom, choćby te ostatnie były dla mas bardziej nieuchwytne niż niemy apel samej sytuacji.
Powyższa analiza mogłaby się spotkać z zarzutem, że przeciętny człowiek wciąż zdaje się być przywiązany do starych ideałów. Odwołując się do ogólnych pojęć, można by powiedzieć, że istnieje siła równoważąca destrukcyjny wpływ sformalizowanego rozumu, mianowicie konformizm wobec powszechnie akceptowanych wartości i sposobów postępowania. Od wczesnego dzieciństwa przecież uczy się nas cenić i respektować rozmaite idee. Ponieważ owe idee wraz ze wszystkimi teoretycznymi koncepcjami, w których znajdują ujście, mają za podstawę nie tylko sam rozum, lecz także uniwersalną nieomal aprobatę, może się wydawać, że transformacja rozumu w zwykły instrument nie czyni im szkody. Czerpią one swą siłę z naszej czci dla wspólnoty, w której żyjemy, z ludzi, którzy złożyli im w ofierze swe życie, z respektu, który winni jesteśmy założycielom nielicznych oświeconych narodów naszych czasów. W rzeczywistości jednak zarzut ten zdradza słabość uprawomocnienia rzekomo obiektywnej treści przez odwołanie się do wczorajszego lub dzisiejszego poważania. Jeśli tradycję - tak często w najnowszej historii naukowej i politycznej deprecjonowaną — zaklina się teraz w kryterium jakiejś etycznej czy religijnej prawdy, czyni to tej prawdzie ujmę i sprawia, że jej wiarygodność staje się nie mniej wątpliwa niż owej zasady, którą miałaby uprawomocnić. Wtedy gdy tradycja mogła jeszcze dawać rękojmię, wiara w nią sama wypływała z wiary w prawdę obiektywną. Dziś powoływanie się na tradycję zdaje się pełnić już tylko jedną funkcję, która pozostała z tych dawnych czasów: daje mianowicie do zrozumienia, że konsensus, skrywający się za zasadą którą próbuje się ponownie usankcjonować, jest - ekonomicznie lub politycznie - silny. Z góry ostrzega się tego, kto mu uchybia.
W XVIII wieku przekonanie, że człowiekowi przysługują określone prawa, nie było pogłosem dogmatów wiary wyznawanej przez wspólnotę czy przejętej po przodkach. Odzwierciedlało ono sytuację ludzi, którzy te prawa proklamowali - wyrażało krytykę stosunków, które bezwzględnie wymagały zmiany; wymóg ten został właściwie odczytany przez myśl filozoficzną oraz dziej otwórczą aktywność i znalazł w nich ucieleśnienie. Pionierzy nowoczesnego myślenia nie wyprowadzali tego, co dobre, z prawa; łamali nawet prawo, usiłując zjednoczyć je z tym, co dobre. Ich rola w historii nie polega na tym, że dostosowywali swe słowa i czyny do tekstów starych dokumentów czy powszechnie akceptowanych teorii; sami tworzyli dokumenty i sprawili, że ich teorie uzyskały akceptację. Ci, którzy dziś te teorie cenią wysoko, a nie mają stosownej filozofii, mogą widzieć je jako wyraz czysto subiektywnych życzeń albo jako ugruntowany wzorzec, który zawdzięcza swój autorytet ludziom, uznającym go i wierzącym w jego spiżową trwałość. Fakt, iż obecnie trzeba przywoływać tradycję, świadczy właśnie o tym, że straciła ona władzę nad ludźmi. Nic dziwnego, że całe narody - bo Niemcy nie są tu wcale wyjątkiem - budzą się pewnego ranka, by dokonać odkrycia, że ich najwyższe ideały były jedynie mydlanymi bańkami.
Wprawdzie po dziś dzień społeczeństwo cywilizowane żyje pozostałością owych idei, mimo że postęp rozumu subiektywnego zniszczył teoretyczną bazę mitologicznych, religijnych i racjonalistycznych idei. Stają się one jednak w coraz większym stopniu przeżytkiem, skutkiem czego sukcesywnie tracą siłę przekonywania. Gdy żywe były wielkie koncepcje religijne i filozoficzne, ludzie myślący chwalili pokorę i braterską miłość, sprawiedliwość i humanitaryzm nie dlatego, że opowiadanie się za tymi zasadami było realistyczne, a odstąpienie od nich błędne i niebezpieczne, ani nie dlatego, że maksymy te lepiej dogadzały ich rzekomo wolnemu smakowi. Obstawali oni przy tych ideach, ponieważ widzieli w nich przejawy prawdy, ponieważ łączyli je z ideą logosu, czy to w formie Boga, czy transcendentnego ducha, czy też natury jako wiecznej zasady. Nie tylko najwyższym celom przypisywano obiektywny sens, imma-nentne znaczenie; nawet najzwyklejsze zajęcia i skłonności były