wśród ludzi jest nierówna, ale natura kieruje się niezmiennymi prawami, do których ludzie mogą zaadaptować własne idee po to, aby posiąść umiejętność bycia istotami racjonalnymi [Traweek, 1988: 123-124]. Tymczasem — jak pokazują przekonywająco Latour i Woolgar [1986] — w procesie „społecznej produkcji wiedzy” dokonującym się w laboratoryjnych salach, dochodzi do pragmatycznego „zawieszenia” namysłu nad politycznymi i społecznymi konsekwencjami badań, na przykład nad sensem „prawdy” w kontekście prac nad nową bronią. Kosmologia fizyków to taka właśnie pragmatyka oddzielania „znaczenia” (efekty) od procesu „czystego” poznawania.
Zarówno w społeczeństwach prostych, jak i w dzisiejszym globalizu-jącym się świecie nie ustaje proces tworzenia idei dotyczących wszechświata; o jednych zawsze myśleliśmy jako o rządzących się mitem, o drugich — tych nam bliższych — sądzimy, że są racjonalistyczne. W obu przypadkach nie są to jednak determinanty działania, ale źródło wyobrażeń i argumentacji dla grup i jednostek, które poszukują legitymizacji dla własnych działań. Współczesne kosmologie naukowe łączy z doktryną religijną i mitem to, że w ich centrum stoi pojęcie porządku, a ten jest przecież w sposób zasadniczy i niezbywalny konstrukcją społeczną [He-rzfeld, 2001: 192-218]. Dzięki kosmologii ludzie traktują wszechświat jako byt zorganizowany, a nie zbiór przypadkowych składników, zbiór jedynie w sensie dystrybutywnym. Kosmologia to poszukiwanie sensu jednoczącego to, co jawi się jako chaos. Poszukiwanie porządku świata odsyła nas do całej gamy innych podstawowych wymiarów ludzkiej egzystencji — rozumienia czasu i przestrzeni, szansy i prawdopodobieństwa. Ładu i pewności szukamy także na poziomie bardziej podstawowym — niektórzy nałogowo śledząc wskaźniki Dow-Jonesa, inni wypatrując pewności w prognozach pogody, jeszcze inni wierząc w najnowsze sondaże... Pięknych przykładów obsesyjnego, ale i destrukcyjnego dla kultury zaufania w „naukowe zorganizowanie życia” dostarcza krótka powieść Ursuli Le Guin Opowiadanie świata, przejmujące studium wiary w Marsz do Gwiazd jako ideał rozwoju [Le Guin, 2001].
I na koniec teodycea. Jak wiadomo, termin ten wprowadził Gottfried Wilhelm Leibniz w tytule traktatu filozoficznego poświęconego obronie sprawiedliwości Bożej, w odpowiedzi na zarzuty przeciwko istnieniu Opatrzności, oparte na stwierdzeniu, że zło istnieje na świecie. Od XIX wieku jest to dział metafizyki, zwany również teologią racjonalną lub teologią naturalną. I znów zasada teodycei w jej kształcie „profanicznym” pojawia się wyraźnie w refleksji nad światem i kulturą ludzką po 11 września 2001 roku. To próba znalezienia sensownej odpowiedzi na pytanie o naturę
123