nowoczesnej sekty, którą nazywa „ruchem na rzecz duchowej sanacji” (mind-cure movement\ James stwierdza: „Całe nasze doświadczenie w sposób oczywisty dowodzi, że rozliczne systemy myślowe uczą nas, jak obchodzić się ze światem i tak też obchodzą się z nim różni ludzie; temu, kto posługuje się jakimś systemem, przynosi on zawsze określoną korzyść, na której mu zależy, co łączy się z koniecznością zaniedbania lub odroczenia innych korzyści. Nauka dała nam wszystkim telegrafię, światło elektryczne oraz diagnozy, udaje jej się też do pewnego stopnia zapobiegać chorobom i leczyć je. Religia jako uzdrowicielka ducha przynosi niektórym z nas pogodny nastrój, równowagę moralną i szczęście, a pewną klasę osób strzeże, tak jak nauka, albo nawet lepiej, przed określonymi chorobami. Najwyraźniej więc obie, nauka i religia, są dla tego, kto potrafi się nimi posłużyć w praktyce, prawdziwym kluczem do skarbnicy świata”1.
Myśl o tym, że w danym momencie historycznym prawda, zamiast satysfakcjonować, mogłaby wprawić ludzi w sżok, toteż każdy odrzuciłby ją, skłoniła ojców pragmatyzmu do uczynienia satysfakcji podmiotu kryterium prawdy. Z punktu widzenia takiej teorii nie istnieje możliwość zakwestionowania, czy choćby tylko poddania krytyce, jakiejkolwiek formy wiary, która budzi akceptację jej wyznawców. Pragmatyzmu mogą z powodzeniem używać jako oręża nawet takie sekty, które zarówno nauką, jak i religią usiłują posługiwać się jako „prawdziwym kluczem do skarbnicy świata” w sensie bardziej dosłownym, niż to sobie pewnie wyobrażał James.
Obaj twórcy pragmatyzmu, Peirce i James, pisali w okresie, gdy - jak się wydawało - panowała koniunktura i harmonia między grupami społecznymi oraz narodami i nie spodziewano się żadnych wielkich katastrof. Ich filozofia z rozbrajającą otwartością odzwierciedla ducha panującej kultury merkantylnej, tę właśnie postawę „bycia praktycznym”, za której przeciwieństwo uznawano filozoficzną medytację jako taką. Z wyżyn ówczesnych osiągnięć naukowych mogli oni śmiać się z Platona, który zaprezentowawszy swą teorię kolorów, konstatuje: „Gdyby jednak ktoś pokusił się
0 potwierdzenie tego wszystkiego doświadczeniem, wykazałby, że nie zna różnicy między naturą ludzką i boską bo tylko sam Bóg wie dobrze, jak mieszać w jedną całość różne elementy i potem je rozłączać. On sam jest w stanie to uczynić. Lecz żaden człowiek ani nie jest w stanie teraz dokonać żadnej z tych dwóch rzeczy, ani nie będzie w stanie tego uczynić nigdy w przyszłości”42.
Trudno wyobrazić sobie bardziej stanowcze odparcie jakiejś przepowiedni przez proces historyczny niż to, jakiego doczekał się Platon. Ale triumf eksperymentu to tylko jeden aspekt tego procesu. Pragmatyzm, który wszystkiemu i wszystkim wyznacza rolę instrumentu - nie w imię Boga czy obiektywnej prawdy, lecz w imię tego, co w ten sposób zawsze osiąga się praktycznie - pyta pogardliwie, co właściwie mogą oznaczać takie wyrażenia, jak „prawda sama” czy dobro, które Platon i jego obiektywistyczni następcy pozostawili bez definicji. Nasuwa się odpowiedź, że zachowali oni przynajmniej świadomość różnic, dla zamazania których wymyślono pragmatyzm
- różnicę między myśleniem w laboratorium i myśleniem filozoficznym, a w konsekwencji także różnicę między powołaniem ludzkości
1 drogą, jaką kroczy ona obecnie.
Dewey utożsamia spełnienie życzeń ludzi takich, jakimi oni są z najwyższymi dążeniami ludzkości: „Dobrodziejstwem naszym jest ufność w moc zdolności wyobrażenia sobie przyszłości, będącej projekcją tego, co w teraźniejszości pożądane, i znalezienia środków do jej urzeczywistnienia. Tę ufność musimy żywić i jasno wyrażać; jest to bez wątpienia wystarczająco szeroko zakrojone zadanie dla naszej filozofii”43.
„Projekcja tego, co w teraźniejszości pożądane”, nie jest żadnym rozwiązaniem. Możliwe są dwie interpretacje tego wyrażenia. Z j ednej strony można je rozumieć jako odnoszące się do życzeń ludzi
- takich, jakimi rzeczywiście są uwarunkowani przez cały system społeczny, w którym żyją co każe wątpić w to, czy ich życzenia są rzeczywiście ich. Jeśli się te życzenia bezkrytycznie akceptuje i nie wykracza poza ich bezpośrednie, subiektywne granice, to badania
42 Platon, „Timajos”, w: tegoż, Timajos, Kritias, przeł. P. Siwek, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1986, s. 92.
43 J. Dewey, „The need for a rccovery of philosophy”, wyd. cyt., s. 68 i n.
W. James, The Varieties of Religious Experience: A Study in Humań Naturę, Longmans, Green & Co., New York 1902, s. 120.