dowierzał temu, że nauka doprowadzi do zgodności interesów klas społecznych.
Nowoczesna nauka, tak jak rozumieją ją pozytywiści, opiera się w istocie na wypowiedziach o faktach i w związku z tym zakłada urzeczowienie życia w ogólności, a w szczególności spostrzeżenia. Widzi ona w świecie uniwersum faktów i rzeczy i nie dba o powiązanie tej zamiany świata na fakty i rzeczy z procesem społecznym. Poj ęcie faktu jest wszak produktem - produktem społecznego wyobcowania; zawiera się w nim uznanie abstrakcyjnego przedmiotu wymiany za model wszystkich przedmiotów doświadczenia danej kategorii. Zadanie krytycznej refleksji polega nie tylko na rozumieniu różnych faktów w ich rozwoju historycznym - a już to implikuje znacznie więcej niż się kiedykolwiek śniło pozytywistycznej scholastyce - lecz także na przeniknięciu samego poj ęcia faktu w j ego rozwoju i tym samym w jego relatywności. Tak zwane fakty, ustalane za pośrednictwem metod kwantytatywnych - które pozytywiści zwykli traktować jako jedynie naukowe, są często zjawiskami z powierzchni rzeczywistości, zasłaniające raczej niż odsłaniające leżącą u ich podstaw rzeczywistość. Trudno zaakceptować pojęcie w charakterze kryterium prawdy, skoro ideał prawdy, któremu ono służy, zakłada procesy społeczne, te zaś nie mogą stanowić dla myślenia ostatecznego odniesienia. Mechaniczne oddzielanie genezy od rzeczy jest jedną ze słabości myślenia dogmatycznego; zaradzenie jej poczytuje za jedno z najważniejszych swych zadań filozofia, która nie myli skostniałej formy rzeczywistości z pryncypium prawdy.
Skutkiem utożsamienia poznania i wiedzy pozytywizm ogranicza inteligencję do funkcji, które są nieodzowne do organizacji materiału, skrojonego na miarę kultury komercyjnej, acz inteligencja jest powołana do jej krytyki. Ograniczenie to czyni inteligencję przede wszystkim służebnicą aparatu produkcyjnego, nie zaś jego władczynią, jak chcieliby tego Hook i jego pozytywistyczni sprzymierzeńcy. Ani treść, metody i kategorie nauki nie są wyniesione ponad konflikty społeczne, ani owe konflikty nie są tego rodzaju, żeby celem ich zażegnania ludzie przyzwalali na niczym nieograniczone eksperymentowanie w odniesieniu do fundamentalnych wartości. Tylko w idealnie harmonijnych warunkach autorytet nauki może spowodować postępowe przemiany historyczne. Nawet jeśli pozytywiści świetnie zdają sobie z tego sprawę, nie biorą pod uwagę konsekwencji tego stanu rzeczy, a mianowicie tego, że nauka ma funkcję relatywną, którą ustala teoria filozoficzna. Pozytywistyczny osąd praktyki społecznej jest tak samo przesadnie idealistyczny, jak przesadnie realistyczna jest pogarda pozytywistów dla teorii. Gdy teoria zostanie zredukowana do instrumentu, wszelkie teoretyczne starania o wykroczenie poza rzeczywistość stają się metafizycznym nonsensem. To samo zniekształcenie sprawia, że tak gloryfikowaną rzeczywistość ujmuje się jako pozbawioną wszelkiego obiektywnego charakteru, który mocą swej wewnętrznej logiki mógłby doprowadzić do lepszej rzeczywistości.
Dopóki społeczeństwo jest takie, jakie jest, wydaje się, że pożyteczniej i słuszniej będzie ukazywać antagonizm między teorią i praktyką, niż go zaciemniać za pomocą pojęcia czynnej, zorganizowanej inteligencji. Takie idealistyczne i irracjonalne hipostazowa-nie jest bliższe Heglowskiemu duchowi świata, niż to się zdaje jego rezolutnym krytykom. Ich własna absolutna nauka usiłuje przybrać znamiona prawdy, gdy w rzeczywistości nauka jest tylko elementem tejże. Nauka wedle filozofii pozytywistycznej ma nawet więcej cech ducha świętego niż duch świata, który - zgodnie z tradycją niemieckiej mistyki - wyraźnie zawiera w sobie wszystkie negatywne elementy historii. Trudno powiedzieć, czy pojęcie inteligencji Hooka implikuje tę właśnie przepowiednię, że społeczna harmonia wyniknie z eksperymentowania; jest jednak pewne, że zaufanie do naukowego rozpatrywania wartości wynika z intelektualistycznej koncepcji społecznej zmiany.
Pozytywiści, epigoni osiemnastowiecznego Oświecenia, w filozofii moralnej okazują się uczniami Sokratesa, który nauczał, że wiedza z konieczności rodzi cnotę, niewiedza zaś owocuje złem. Sokrates usiłował uniezależnić cnotę od religii. Podobne stanowisko zajął później Pelagiusz, angielski mnich, który zakwestionował łaskę jako warunek moralnej doskonałości i twierdził, że jej podstawą są nauka i prawo. Pozytywiści prawdopodobnie nie przystaliby na tę dostojną genealogię. Abstrahując od filozofii, potwierdziliby powszechne doświadczenie, że ludzie dobrze poinformowani często popełniają błędy. Skoro tak jest, to dlaczego mielibyśmy dobro duchowe w filozofii uzależniać od rzetelnej informacji? To