nie. Może dlatego, że bałam się} iż będzie ode mnie wymagała tego samego. Tak jak ci, którzy wchodzą przy nas na wagę. a potom każą nam zrobić to samo. Nienawidziłam tego. Mo|a kuzynka Delia zawsze to robiła
Colcti.e mydliła się przez całe wieki rozprowadzając mydło po klatce piersiowej i ramionach. Popisywała się. Nie mogłam już tego znieść
— O Boże, jakie to nudne. Muszę skończyć książkę — powiedziałam.
Colctto złapała koszulkę, naciągnęła ją na nic opłukane ciało i rzuciła się na ttmi<
— Nie podnieca cię to? — spytała wpatrując się we mnie i odrzucając swoje jedwabne włosy do tyłu
Uważałam, że to głupie. Ale jednocześnie podobało mi się. Przyznam. że nic wiem. co bym zrobiła, gdybyśmy były same. Bo czasami pragnęłam być kimś innym. Kimś, kto potrafi rzucać się na oślep w wir wydarzeń. Albo chociaż jak Colott.e. odważyć się rozebrać przy innych do naga.
— Przestań zawstydzać Grace — odezwała się nagle Tt ish 1 od razu ją znienawidziłam.
— Nie jestem zawstydzona — odparłam.
— Oczywiście, że nie jest. Przecież mnie kocha — Colette wypowiedziała słowo „kocha” bardzo przeciągle i położyła na .chwilę moją głowę na swym mokrym ramieniu
— Nie opowiedziałaś nam jeszcze historii Dctrdre Smutków... — Najnowszym konikiem Trish był wymysł, że mogłyśmy robić coś pożytecznego, kiedy byłyśmy razem
— No dalej, opowiedz nam — Colette przyjęła tę propozycję entuzjastycznie.
—Jesteście pewne, że nigdy jej nie słyszałyście? — spytałam chcąc się upewnić, że nie przerwą mi w połowic hasłem: „Ale my to już znamy, to jest ta stara historia!" jak to zwykle ludzie robią, gdy im się opowiada kawały.
— Nic słyszałyśmy — odpowiedziała Colette. — Słowo.
— No cóż — zaczęłam. — Była sobie piękna dziewczyna o imieniu Dcirdre....
— Taka jak ly — przerwała Colette, a po chwili dodała: — Tylko Żartowałam.
— Na pewno chcecie usłyszeć tę historię?
— No jasne — zapewniała Colette gładząc mnie po ramieniu na zachętę
— Dobra, liyła więc sobie dziewczyna, Dcirdrc. i cala ta historia jest głównie o niej. I jest przepełniona smutkiem...
— To zupełnie taka jak ty — znów wtrąciła sic Colette.
— Na miłość boska — rzuciłam zirytowaną
— Na miłość boską, na miłość boską — śpiewnie powtórzyła Colette do jakiejś znanej melodii. — I.a la la la la la la la la la la la.
Odwróciłam głowę, odmawiając dalszego opowiadania. Po chwili zaczęły mnie przekonywać.
— Musisz nam teraz opowiedzieć. Musisz! Ta niepewność mnie zabija — powtarzała Colette świetnie grając osobę zainteresowaną.
— Jesteś naprawdę super w opowiadaniu różnych historii — dodała Trish i czułam, że muszę im ulo
— No dobra — zgodziłam się w końcu, jakbym im oddawała wielką przysługę. — Ale Jeśli jeszcze raz ktoś mi przerwie, to przestanę opowiadać na amen. No więc ona była bardzo smutna, bo była zarękowana z Królem Ulsteru. który był bardzo bogaty, ale okropnie Stan
— Co to znaczy „zarękowana"? — spytała Trish.
— ló stare słowo na bycie zaręczonym — odpowiedziałam znic-cierpliwłoini
— Masz chyba na myśli: zrękowana — poprawiła mnie Colette. — Skąd wzięłaś to „zarękowana”, głuptasie — dodała i zaczęła chich otaC
— Przestańcie mi przerywać! — krzyknęłam i poczułam, że się czerwienię ze wstydu. — Król nazywał się Conchobar i wiedział, że ona go nie chce, więc postanowił trzymać ją w domku w lesic aż, do czasu, kiedy będą mogli się pobrać. Przyjeżdżał ją odwiedzać i powtarzał, że wkrótce będzie już jego, a ona ciągle mówiła „nic"’. Chciała młodego mężczyznę o włosach czarnych jak kruk, o skórze białej jak śnieg i o ustach czerwonych jak krew
— O Boże, wygląda mi na niezłe ziółko, niezłe z niej zwierzę — Orzekła Coletn.
— Trochę to dziwne, ale tacy wszyscy wtedy byli. Pozą tym musi to brzmieć romantycznie. No więc pewnego wieczora przyjechało do chatki trzech mężczyzn. Był to Noisi j dwaj inni synowie Usnecha.
--43---