Struktura pewnego debiutu
rozmowa z
Marek Hendryhowski:
Po sukcesie filmu „śmierć prowincjała”, który został zauważony i nagrodzony za granicą, musiała pojawić się w Panu chęć zrealizowania reżyserskiego debiutu, a za ten uchodziła wówczas i uchodzi nadal pełnometrażowa fabuła kinowa. Gzy przed nakręceniem „Struktury kryształu" był Pan czyimkolwiek asystentem?
Krzysztof Zanussi:
Przez chwilę asystowałem przy filmie o Polsce realizowanym przez Jana Łomnickiego. Pamiętam, że przesuwałem przed kamerą jakieś kapele kurpiowskie. Ale to było moje jedyne doświadczenie, kiedy byłem zatrudniony jako stażysta. Natomiast, ja po to poszedłem do Szkoły, żeby samodzielnie realizować filmy, także ten ceł był od początku jasno wytyczony. Po studiach, jeszcze przed „Strukturą kryształu”, nakręciłem dwa filmy telewizyjne: „Twarzą w twarz" i „Zaliczenie". Potem, po „Strukturze kryształu", powstały „Góry o zmierzchu".
W „Twarzą w twarz” pojawiły się aluzyjne, choć niezamierzone nawiązania do Marca. Cenzorzy to dostrzegli. To był pierwszy z moich filmów i od razu odłożony na półkę. Ówczesny prezes Radiokomitetu, Włodzimierz Sokorski powiedział, że ten film nie pójdzie w programie. W rozmowie z Sokorskim zapytałem naiwnie: „To o czym Pan by chciał, żebym robił następny film?” Na co usłyszałem cynicznie szczerą odpowiedź: „O czymś, co nikogo nie obchodzi."
Marek Hendryhowski:
Spróbujmy odtworzyć Pana ówczesną sytuację reżysera przed debiutem. Musiał Pan wybrać dla siebie zespól filmowy, w którym będzie Pan pracował, czy ten ważny w Pana karierze wybór padł od razu na „Tor"?
Krzysztof Zanussi:
Zaproponował mi to mój opiekun artystyczny w Szkole Filmowej, prowadzący moją pracę dyplomową Stanisław Różewicz, który ten zespół właśnie tworzył, wobec tego najął mnie jako pierwszego swojego pracownika. Także z dniem ukończenia Szkoły niejako automatycznie znalazłem się w jego zespole.
Marek Hendryhowski:
Gzy „Struktura kryształu" była pierwszym scenariuszem łcino-
— 165 —