w obliczu niebezpieczeństwa. To tak, jakby uczucia zostały oderwane od myśli i zamrożone. Martin Seligman (1988) nazywa to chorobą rezygnacji. Dzieje się tak dlatego, że jeżeli człowiek znajduje się w ogromnym lub stałym zagrożeniu i nie może nic zrobić, aby to zagrożenie odsunąć, to jedynąjego obroną jest zmiana stanu świadomości. Człowiek zaczyna więc reagować tak, jakby to wszystko nie dotyczyło jego samego, jakby działo się poza nim. Staje się tylko biernym obserwatorem jakichś nierzeczywistych zdarzeń. Ten stan odrętwienia może utrzymywać się bardzo długo, nawet przez wiele lat od ustąpienia sytuacji urazowej i, zdaniem niektórych psychologów, jest tym bardziej uporczywy, im bardziej ofiara obawia się odblokowania całego ładunku emocji, jakie towarzyszyły urazowi, tj. strachu, bólu, przerażenia, gniewu, wściekłości, poczucia winy (zob. Symonds 1982).
Istnieje przy tym pewna prawidłowość dotycząca częstotliwości występowania objawów wtargnięcia i zawężenia. Niedługo po urazie dominują wtargnięcia i w zależności od siły urazu zaczynają ustępować od trzech miesięcy do pół roku po zniknięciu zagrożenia. Następnie epizody wtargnięcia zwykle słabną, natomiast widocznym objawem staje się zawężenie. Czasami ofiary próbują owo zawężenie wprowadzić sztucznie, np. odurzając się lekami, narkotykami czy alkoholem.
Zawężenie pourazowe jest objawem, który na początku łatwo może ujść uwadze obserwatora. Jeżeli zaś nawet znane są przeżycia ofiary, zawężenie jest często mylnie interpretowane jako niewrażliwość jednostki na uraz, nieprzejmowanie się problemem. Czasem osoba taka wydaje się pozbawiona emocji, z dystansem, nieprzy wiązująca wagi do tego, co ją spotkało. Nic bardziej mylnego. Osoba taka jest opanowana, ponieważ nie pozwala sobie na żadne żywe reakcje, żadne nowe doświadczenia, żadną spontaniczność. Jej życie jest niezwykle ubogie, jest podążaniem tymi samymi, utartymi ścieżkami, które pozwalają jej trzymać się w bezpiecznych, wyznaczonych przez siebie granicach. Buduje sobie poręcze w postaci codziennych rytuałów i kurczowo się ich trzyma. Aktywność życiową ogranicza do działań, które pozwalają jej przetrwać, ale nie dają zadowolenia ani szans rozwoju.
e) Bezradność wyuczona
Dla osób, które nie przeżyły długotrwałego doświadczenia krzywdzącego, jedną z najbardziej niezrozumiałych rzeczy jest pozostawanie ofiar przemocy w związku krzywdzącym, pomimo iż wydaje się, że nie ma żadnego powodu trwania w tym związku. Jak to już zostało wyjaśnione wcześniej, ofiarami przemocy mogą być osoby fizycznie sprawne, niezależne, niezwiązane żadnym formalnym zobowiązaniem (np. wiele aktów przemocy dokonywanych jest w konkubinatach), często ujawniające głęboką wrogość wobec sprawcy itp. Powstaje wobec tego pytanie, co sprawia, że ofiary nie próbują walczyć z zagrożeniem lub przynajmniej go od siebie oddalić. Dlaczego próbują osłaniać sprawcę przed konsekwencjami prawnymi, czym wytłumaczyć fakt, że tak — wydawałoby się—łatwo rezygnują z zaspokojenia jednej z najważniejszych potrzeb — bezpieczeństwa, dlaczego ufają przyrzeczeniom notorycznie łamanym? Przyczynę tego stanu rzeczy wyjaśnia częściowo mechanizm reakcji pourazowych, ale proces adaptacji jednostki do sytuacji krzywdzącej przebiegać może różnymi ścieżkami. Jedną z lepiej opisanych jest mechanizm wyuczonej bezradności.
Syndrom wyuczonej bezradności przejawia się w biernym znoszeniu przez ofiarę zachowań krzywdzących, pomimo pełnej świadomości, że zachowania te są bezprawne, że naruszają prawa osobiste i normy społeczne. Proces ten w odniesieniu do ofiar przemocy pierwsza opisała Lenora Walker (1979), zaś twórcą koncepcji wyuczonej bezradności jest Martin Seligman (1988). Badając przez wiele lat zachowania kobiet-ofiar przemocy, Walker stwierdziła, że znoszenie tego rodzaju zachowań nie jest wyrazem podświadomych upodobań jednostki, ale efektem destruktywnego procesu, jaki dokonał się w jej psychice w wyniku pozostawania w sytuacji krzywdzącej. Żadna ofiara nie godzi się na to, aby sprawiano jej ból, poniżano ją, ograniczano jej podstawowe swobody. Każda na początku próbuje się buntować. Na tym etapie związek traumatyczny ma najbardziej burzliwy przebieg, przesycony bójkami, awanturami, ucieczkami, próbą wymuszenia na sprawcy zaprzestania przemocy. Dopiero gdy ofiara przekonuje się o nieskuteczności podejmowanych zabiegów, rodzi się w niej przekona-
57