dopodobniej idjyHyfdcaqa...QfIary ze .światem agresora. Reakcja ta nie jest też zachowaniem pozbawionym cech racjonalności. W sytuacji, kiedy wydaje się, że jednostka jest pozbawiona jakiegokolwiek wyjścia, takie rozwiązanie jest próbą wykorzystania tych wszystkich okoliczności, które dają szansę przetrwania i umożliwiają zachowanie niezbędnej dla owego przetrwania równowagi psychicznej.
Każda ofiara, u której wystąpiły objawy tego syndromu, przechodzi cztery fazy. Pierwsza charakteryzuje się zaprzeczeniem sytuacji krzywdzącej. niedowierzaniem, że to przydarzyło się właśnie jej. Druga odznacza się pełną świadomością własnego położenia. To jest moment krytyczny dla rozwoju syndromu. W wyniku gwałtownego uświadomienia sobie swojego położenia następuje rozwój infantylizmu i „patologicznego przeniesienia”. W.fazie trzecityjednostka przeżywa głęboką depresję i stres wynikające ze świadomości przebywania w niewoli. I wreszcie fazę czwartą cechuje wewnętrzna integracja jednostki, przyjęcie takiej strategii działania, która ułatwi przetrwanie. Zdaniem Symondsa reakcje zakładników można by określić jako „zamrożony strach” lub też „histeryczne rozszczepienie”, polegające na oddzieleniu emocji od sfery poznawczej i wyłączeniu tych pierwszych na czas zagrożenia. Ofiary nie przejawiają zachowań niekontrolowanych, cała ich energia skoncentrowana jest na przetrwaniu. Jednostka uważnie obserwuje agresora, niejako uczy się go. Jeżeli wyraża niezadowolenie, skarży się, to na sprawy mało istotne. Rozwój infantylizmu wynika z psychicznego uzależnienia zakładnika od osoby, w której rękach leży jego życie. Owo przewartościowanie stosunku do agresora nazwano „patologicznym przeniesieniem” (Symonds 1982). „Patologiczne przeniesienie” polega na zmianie sposobu postrzegania agresora. Ofiara zaczyna przekonywać siebie, że krzywdziciel „jest w gruncie rzeczy dobrym człowiekiem", że „może ostatecznie jego zachowanie obróci się na dobre”, że „może nie robi tego z własnej woli”. Dzieje się tak przez rozbicie związku między przymiotami osobistymi sprawcy a jego czynami. Dzięki temu ofiara może postrzegać swoje zagrożenie jako mniejsze, „bo przecież jeżeli nie jest on taki zły. to może i mnie nie wyrządzi krzywdy”.
Problem w tym, że postawa wobec agresora może ulec utrwaleniu, utrzymując się również po ustąpieniu zagrożenia. Co więcej, owo specyficzne przywiązanie jest tym bardziej prawdopodobne, im bardziej ofiara obawia się uruchomienia ogromnego ładunku reakcji odwetowej. Podobnego zdania są inni badacze, którzy utrzymują, że funkcjonowanie przez dłuższy czas w związku opartym na dużej przewadze jednej ze stron prowadzi w sposób nieuchronny do wytworzenia się pewnego rodzaju romantycznej więzi, nazywanej więzią traumatyczną. Dzieje się tak, dlatego że długotrwałe przebywanie w związku krzywdzącym powoduje rozwój mechanizmów czerpania przyjemności z tego układu zarówno przez jedną, jak i przez drugą stronę. Stąd właśnie ofiara przemocy sprawia czasem wrażenie zadowolonej ze swojej sytuacji, natomiast sprawca podejmuje wiele wysiłku, aby taki układ ról w związku utrzymać. Jednak owo przywiązanie niczego nie rozwiązuje, zagrożenie dla ofiary wcale nie staje się mniejsze, a szanse, że sprawca sam zmieni zwoje postępowanie nie mają podstaw.