127
Religia jako system kulturowy
jący rytuał śpiewak kładzie pacjenta na obrazie, dotykając kolejno stóp, dłoni, kolan, ramion, piersi, pleców i głów świętych postaci, a następnie odpowiadających im części ciała pacjenta, dokonując w ten sposób aktu cielesnego utożsamienia tego, co ludzkie, z tym, co boskie'4. Tu następuje punkt kulminacyjny „śpiewu": cały proces uzdrawiania można porównać, jak twierdzi Reichard, do duchowej osmozy, w której ludzka choroba i moc bóstwa przenikają przez membranę ceremoniału w obie stron} - ta pierwsza zostaje zneutralizowana przez tę drugą. Choroba wydostaje się z człowieka poprzez pocenie się. wymioty i inne oczyszczające rytuały; zdrowie w nika do jego wnętrza w momencie, gdy pacjent dotyka, za pośrednictwem śpiewaka, świętych obrazów z piasku. Symbolika śpiewu skupia się najwyraźniej wokół problemu ludzkiego cierpienia i próbuje sobie z nim poradzić, sytuując go w pewnym znaczącym kontekście. podsuwając człowiekowi taki sposób działania, w którym można to cierpienie wyrazić, zrozumieć, i - wreszcie - przetrwać. Wspierająca i podtrzymująca na duchu symbolika śpiewu (bo skoro najczęstszą przypadłością jest gruźlica, to w w iększości przy padków działania te mogą co najwyżej podtrzymywać chorego na duchu...) polega ostatecznie na tym. żc dostarcza on osobie dotkniętej chorobą odpowiedniego słownictwa, za pomocą którego może ona uchwycić naturę swej boleści i w jakiś sposób powiązać ją z szerszym kontekstem. Niczym nabożeństwo drogi krzyżowej, recytacja opisu wyjścia Buddy z pałacu ojca czy przedstawienie Króla Edypa w innych tradycjach religijnych, śpiew u Nawahów ma za zadanie głównie zaprezentowanie konkretnego i specyficznego obrazu prawdziwie ludzkiego, a więc możliwego do przetrwania, cierpienia; obrazu, który miałby na tyle wielką moc, by odeprzeć pokusę popadnię-cia w poczucie emocjonalnej bezsensowności, jakie wywołuje istnienie przenikliwego i nieustępliwego fizycznego bólu.
Problem cierpienia z niezwykłą płynnością przekształca się w problem zła, bowiem gdy tylko cierpienie jest wystarczająco dojmujące, zwykle choć nie zawsze - wydaje się dopustem bożym niezasłużonym w sensie moralnym, przynajmniej z punktu widzenia cierpiącego. Tc dwa problemy nie są jednak tym samym. Faktu tego nie zauważył, jak sądzę. Weber, będący pod zbyt silnym wpływem tradycji monoteistycznej, w której ponieważ różne aspekty ludzkiego doświadczenia muszą być pojmowane jako ciąg wypływający z jednego, obdarzonego wolą źródła - doświadczany przez człowieka ból musi być bezpośrednim odbiciem dobroci Boga. uogólniając problem chrześcijańskiej teodycei i rozszerzając jej zaMeg także na kraje Wschodu. Bowiem podczas gdy problem cierpienia dotyczy tego, ze stwarza ono zagrożenie dla naszej zdolności wprowadzania swoistego żołnierskiego porządku w „niezdyscyplinowanych sze-Wemocji", problem zła dotyczy tego, żc zagraża ono naszej zdolno-* i dokonywania trafnych osądów moralnych. W problemie zła nie cho-l/i o adekwatność naszych symbolicznych źródeł w kierowaniu naszym