w opozycji do „czystych" powierzchni. Te produkty, które można określić jako popłuczyny modernizmu, proponują odbiorcy „kwadraturę koła”, schematycznie i często bez wyczucia. Minimalizm jest pożądany w świecie przesytu form, ale definiowanie wielu przedmiotów tym samym kształtem, przenoszenie zawidzianach schematów, traktowanie wszystkiego wspólnym estetycznym mianownikiem nie jest minimalizmem, raczej - prymitywizmem.
Dotyczy to zresztą nie tylko „pudełkowego” dizajnu, podobne rzeczy można powiedzieć o specyficznej, miękkiej, elipsowatej linii dizajnerskiej, powstałej jakby z jednego pociągnięcia markerem.
W innej kategorii operowania schematem mieści się projektowanie motoryzacyjne i trendy, jakie się w nim pojawiają. Powielanie często absurdalnych form, mających wywoływać tanie emocje, powoduje modę na „skośne oczy” reflektorów, płynne, rozlewające się po karoserii linie, barokowo wyrzeźbione klosze tylnych lamp. Ale to wątek na oddzielne spotkanie.
Przedmioty są dość łatwo demaskowane i wnikliwy obserwator lub użytkownik prędzej czy później odkryje ich nieszczerość. Jednak kicz - czyli, łagodnie ujmując, nieszczerość - opanował również z pozoru niewinną, ale i będąca narzędziem kłamstwa warstwę języka. W odniesieniu do dizajnu pojawiło się sporo słów kluczy, albo raczej wytrychów. Mają one niby tłumaczyć, że to, czym się zajmujemy, jest dobre, mądre, sprawiedliwe i uczciwe. No, przynajmniej ma być widać, że takie powinno być.
Tu wysypują się określenia tyle urocze, co często nic nieznaczące: innowacja, kreatywność, transfer, klaster, aktywizacja, współpraca, nowatorstwo i nowość we wszelkich odmianach. Te terminy, niczym kwiatek dizajnu, są przypinane do administracyjnego kożucha i mają być gwarantem różnych wątpliwych przedsięwzięć.
Weźmy na warsztat innowacje. Kto powiedział, że nadnaturalne przyspieszanie zmian jest korzystne? Ale są fundusze, więc trzeba je wydać, nawet jeśli nie ma na to nośnych pomysłów, wymyśla się innowacyjne banialuki, takie jak „innowacje marketingowe”. Służą one nabieraniu klienta na zakup nowego produktu, choć ten stary ma się zupełnie dobrze. Pojawiają się swoiste wyścigi zbrojeń, na przykład producentów aparatów fotograficznych, gdzie na niewielkie powierzchniowo matryce w amatorskich kompaktach pakuje się kolejne miliony pikseli. Zdecydowanie lepiej brzmi 16 min niż 8 min i nie ma większego znaczenia, że przeciętny użytkownik robiący odbitki 10*15 cm nigdy nie dostrzeże różnicy. Może to i lepiej, bo nie zauważy, że czasem ten „gorszy” aparat, o matrycy wyposażonej w mniejszą liczbę pikseli, robi mniej „zaszumione” zdjęcia.
Oczywiście, rozumiem potrzeby zmian i ewolucji, ale zwracam tu uwagę na powierzchowność i przesyt, które są nieszczere, kłamliwe i wątpliwe, słowem - kiczowate. Najgorsze jest to, że i sami projektanci dają się nabierać na te kłamstewka.
Jeśli już jesteśmy przy projektantach, to odsłońmy jeszcze inną kartę w grze w kicz. Marzenia o sławie są naturalne i zdarzają się każdemu, ale część projektantów zmienia się w celebrytów, pokazujących swoją twarz, a niekoniecznie produkty. Wypowiadają się w mediach na każdy temat i niczym prorocy wieszczą przyszłe dzieje świata. Niby „taka praca”, popularność jest narzędziem, które podnosi popyt na danego projektanta. Nic złego w tym, że ktoś potrafi zaprojektować również własny wizerunek i nim handlować, pod warunkiem że nie do końca wierzy we własne kłamstwo, ma świadomość kiczowej sytuacji, którą tworzy własną postawą. Mistrzem, również w tej dziedzinie, okazał się Starek, który na okładce swojego katalogu jest sfotografowany z wielkim napisem liar na plecach. Pokazał w ten sposób dystans do siebie i swojej pracy, nie jedyny raz zresztą. W wywiadzie dla ted Talks z klasą showmana przyznaje z uroczym francuskim akcentem: „I think my job is absolutely useless. I mean I feel useless. (...) I feel like a shit”.
Wracając zatem do cytatu z Kundery z początku tekstu: „Kicz jest absolutną negacją gówna w dosłownym i metafizycznym tego słowa znaczeniu”, wiemy, dlaczego pan Philipe Starek nie wstydzi się kiczu.
Po tym spacerku (a raczej - ze względu na objętość artykułu -joggingu) na tle plastikowych palm w świetle zachodzącego słońca led, nasuwa się pytanie: co nie jest kiczem w dizajnie? Ale to zostawiam już czytelnikom do przemyśleń na krótkie wiosenne wieczory.