Jerzy Kaczorowski
<»(•
m
rialnym, zbyt „czystą świadomością”, w sumie czym$ :zbyt ograniczonym, momentalnym i ulotnym.
Muszę więc zostawić tego' zbyt pogrążonego w lekturze Pouletow-skiego czytelnika i zadać sobie pytanie, które pokazuje mi, jak bardzo częściowo JA jestem tym, który czyta, jak bardzo „czytam” jest dla mnie drogą, perspektywą i możliwością, pytanie: P o co czytam?
To pytanie mówi mi, te Ja, który czytam, nie oznacza tu wcale czytającego. Nie jestem tutaj całością-wypełnionym czytaniem czytelnikiem. Jestem eałością-człowiekiem, któremu zdarza się czytać. JA-czło-wiek — po co czytam?
Gdy na siebie patrzę w taki właśnie sposób, zauważam, że w tym pytaniu słowo „czytam” przestaje. jakby pełnić rolę centralną, traci swój ciężar, że większą jak gdyby wagę zyskują słowa „Ja” i „Po co?”
To „Ja” i „Po co?” stają się jakimiś wyrażeniami podstawowymi, podstawowymi problemami, które mnie dotyczą. To „czytam” staje się czymś jakby przypadkowym, jakąś zmienną. Mam wrażenie, że pytanie „Po co czytam?” staje się tu synonimem innych możliwości: „Po co zastanawiam się?”, „Po co szukam?”, „Po co zmieniam się?”, „Po co robię to i owo?” Mam chęć powiedzieć, że to „czytam” jest okazjonalnym zastąpieniem ogólniejszej treści, którą wyraża słowo „jestem”. Jednakże w tym „czytam” wyczuwam wzmocnioną przez „Po co?” jakby sytuację zmieniania się, jakby pewne wypełnienie treści tego pojęcia czasem. Jakby to „czytam” nie było w każdym punkcie swojej treści tożsame. „Czytam”, to znaczy chcę też powiedzieć „zmieniam się”, „staję się”. Toteż sądzę, że mam prawo uważać „czytam” za okazjonalne wypełnienie ogólnika „jestem” tylko wówczas, gdy to moje „jestem” rozumiem jako „jestem w różnych momentach swego 'jestem’ nieco inny”. Zmieniam się. A więc nie jestem w pełni. Jestem jakby coraz to inaczej, a więc jakby nie całkiem.
Odczulam, że podobne problemy są z „Ja”. Problemy „jestem" są problemami „ja”. „Ja” jest w jakiś sposób synonimem „jestem". Jeśli stwierdzam, że jestem, ale różnorako i jiigdy nie całkiem, to stwierdzam zarazem, że nie odczuwam mojego „Ja” jako ja pełnego, dokładnie wypełnionego swoją treścią, że gdy myślę o sobie „JA”, myślę o czymś, co jest po części jakby częścią tego idealnie założonego „Ja", a po części jakąś niewiadomą, jakimś „nie wiem”, „niezupełnie wiem”, „niedokładnie wiem” czy „jakby przeczuwam”.
To „Ja”, które rozumiem jako podstawę i fundament mnie samego i które odczuwam jako niepełne i kalekie, jako „ja-niezupełne”, staje się przyczyną wszelkiego ruchu, jakiego jestem podmiotem. Niepełność „ja” zarazem stwarza możliwość ruchu i staje się wezwaniem do niego. Moją misją staje się wypełnienie mojego „JA”, moją drogą wypełnianie tego wypełnienia. Odczuwam przeze mnie moje niepełne „ja” oraz hipoteza ;,JA” w pełni swojej treści — stają się jakby dwoma krańcowymi