w
r rr
ł----
SZCZĘSNY
To rzecz obojętna.
(j. Słowacki, ffortttyriikł)
Nie należy więc sobie wyobrażać, że romantyzm polega na szalonym entuzjazmie dla szlachetnych spraw. Romantycy mieli chwile szalonego entuzjazmu i paskudnej chandry. Szlachetne sprawy oglądali z wielu stron. Oświecenie miało więcej entuzjazmu dla postępu. Rewolucję Tobiońó z większym przekonaniem. Napoleonidzi walczyli szalenie, choć już mieli pewne wątpliwości. A romantyzm z historii idei wymyka się przez literaturę. Nigdy nie wiadomo, kiedy w tej literaturze bohater wyjdzie osobiście na zewnątrz wszelkich idei, kiedy zapyta: a ja? I pogmatwa wtedy cały światopogląd.
Dorastający romantyk miał nauczycieli z osiemnastego wieku. Było ich dwóch i ciągle kłócili się ze sobąi Tak powinno być w każdej pedagogicznej opowieści, żeby wychowanek mógł poznać pro i contra możliwie wielu racji. Mieli pewne wspólne, ulubione tematy, do których wciąż wracali, jak zwykle ludzie tej samej daty. Lubili, na przykład, naturę i uważali, że człowiekowi na' ziemi 'sądzone jeST szczęście. 'Jeden wobec tego cieszył się tą ziemią i zakładał Ogród, drugi płakał na cmentarzu, że tycie trwa za krótko. Obu interesowało urządzenie społeczeństwa i zgadzali się, że nie jest doskonałe. Ale jeden sądził, że da się naprawić: szukał przyczyn zła, porówny-
wał ze sobą różne kultury, poprawiał ustawodawstwo, wymyślał utopie. Drugi siadał na ruinach i wątpił, czy warto, skoro każda cywilizacja musi kiedyś upaść.. Jeden był aktywny: oświecał, upraszczał, zakładał czasopisma w całej Europie i uczył nawet bawiąc Drugi zbierał przesądy i dziwactwa z całego świata, lubił dzikich, Wschód, wiedzę tajemną i zaczynał studiować sanskryt.( Jeden chciał zrobić ogólne porządki i wydawał Encyklopedię. Drugi mącił rozum zagadkami, kpiąco rozwijał „wielki zwój”, który nie wiedzieć kto napisał, a nocą, we mgle, marzycielsko mieszał żywych z umarłymi. Jeden mówił, że najważniejszy jest dobry gust, a drugi dodawał, że wyobraźnia ważniejsza. Jeden mówił, że piękno polega na doskonałości, że sztukę najpiękniej uprawiali starożytni, a zaraz po nich Francuzi w siedemnastym wieku. Drugi wolał to, czego nie umiał nazwać, i czytał Szekspira, ponieważ — mówił — najbardziej lubi wzniosłe barbarzyństwo. Jeden uczył wychowanka, żeby szukał podstaw moralności w rozumie, bo człowiek z natury jest dobry, tylko mu psują charakter przesądy społeczne i religijne. Drugi aż się wstrząsał na to i, zaciskając usta, wygłaszał kilka zimnych maksym o człowieku: że jest skończonym egoistą, jak każde inne zwierzę kieruje się wyłącznie interesem, ale jest bardziej niebezpieczny, bo stworzył sztuczny świat, gdzie rządzi próżność i zawiść. Może to i racja, mówił pierwszy, ale ty, mój wychowanku, idź poza tę sztuczność i staraj się zrozumieć naturalną zasadę każdej rzeczy. Lepiej wejdź w siebie, zawierz sercu oraz intuicji i szukaj czegoś, czego ci nie wskażę, bo sam „je ne sais quoi”, ale to się czuje. Ach, to jest w naturze przecież, bo w niej wszystko: prawda, piękno, dobro, ona źródłem, prawem, wewnętrzną istotą, wzorem — wołał pedagog pierwszy, plącząc się z zachwytu w definicjach. Natura! przerywał tamten — natura jest nam dostępna pośrednio, przez lud; on żyje w stanie prawie naturalnym i, nie rozumiejąc sam siebie, bo mu to zresztą i niepotrzebne, żyje dobrze, ma bowiem w swych starych wiarach, zwyczajach, pieśniach i baś-