fhfUnn znajdować bez szukania. Być ojcem znajd, to znaczyło być artystą.
Ludowość była wiatrem, który zaprószył nasze umysły także ideą sztuki dla wszystkich. Zaczęło się w dziedzinie poznania. Sprawdzianem
prawdy stała się prawda ludowa; bo czymże innym było Mickiewiczowe „martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu**. Pi zez przeciąg stu lat to programowe zdanie naszego romantyzmu głosiło znacznie więcej niż dosłowna jego treść; wiele haseł wyrosło z niego, a oparło się na nim wiele nałogów. Zepchnęło ono prawdę do nizin, na których gajami spóźnionych tajemnic i polami fałszywych świateł podróżuje o kiju umysłowo ić nicoświeconcgo człowieka. Poetę zdegradowano. Zwolniono go od obowiązku do trzy mywam i a kroku człowiekowi europejskiemu; nie wymagano od niego wzniesienia się na dachy kultury; pchano go w świat wierzeń, równie miłych jak dziecinnych, w zboże wierzeń, które dla głodu myśli cywilizowanej nie miały skrobii. Należy zauważyć, że tak daleko nie poszedł romantyzm żadnego kraju; wszędzie indziej ograniczono się do szukania w ludowości źródła tematów i form poetyckich; tylko u chciano uczynić z niej także źródło prawd. Takim postawieniem sprawy zasadzono w umysłowości polskiej zasadniczą waśń między zdobyczami kultury a pracą poety. Zrodził się konflikt, który potem złagodniał nieco, ale nie rozpłynął się nigdy. On to sprawił, że sztuka polska rozwijała się poza ogólną pracownią europejską; że z pracy innych dziedzin umysłowych nie korzystała ani im pomocą nie była; że nie odczuwała prawdziwie, tz. czynnie, potrzeby owej harmonii kultury, która dla człowieka, zaludnionego tylu kłótliwymi ludźmi, co nasz, była warunkiem marzenia o jednolitości. Bez
rysowania drzewa genealogicznego wolno powiedzieć, że postulat sztuki dla wszystkich jest u nas pewnym odgałęzieniem postulatu prawdy ludowej. Bo sztuka, która opierała się na prawdach znanych ludowi lub nie odbiegała od nich zasadniczo, musiała być zrozumiałą dla wszystkich lub przynajmniej mogła nią być. W zasadniczych swych składnikach nic była nadęta trudnościami ; wchodziła w oko i w ucho, jak ręka w kieszeń. Chłopcy i dziewczęta otwierali swe kieszenie w radosnym uniesieniu na przyjęcie tych dzieł, z któ-
Okładka łłowjeh ust.