Dotyczy to w szczególnym stopniu państw demokratycznych w rodzaju republik amerykańskich, w których większość panuje tak bezwzględnie, że, aby oddalić się od wyznaczonego przez nią kierunku, trzeba poniekąd zrezygnować z obywatelskich praw i ludzkiej godności.
W ogromnym tłumie ludzi, którzy w Stanach Zjednoczonych cisną się do kariery politycznej, widziałem bardzo niewielu, którzy odznaczaliby się tą męską prostolinijnością i niezależnością myślenia, jaka częstokroć wyróżniała Amerykanów poprzedniej epoki i jaka wszędzie na święcie stanowi wybitną cechę wielkich charakterów. Można by niemal powiedzieć. że w Ameryce wszystkie umysły zostały uformowane według tego samego modelu, do tego stopnia ludzie myślą tam podobnie. Cudzoziemiec spotyka co prawda czasem Amerykanów, którzy odbiegają od wzorca, którzy boleją nad wadliwymi prawami, nad zmiennością demokracji, nad jej nieoświeceniem. Ludzie ci posuwają się nawet często do stwierdzenia w-ad, które deformują charakter narodowy, oraz do wskazywania sposobów naprawy, lecz nikt poza cudzoziemcem ich nie słucha, a ten, któremu powierzają swe sekretne myśli, jest tylko przybyszem i wkrótce odjedzie. Wyznają mu chętnie praw'dy. które dla niego są bezużyteczne, a kiedy znajdą się na placu publicznym, przemawiają zupełnie inaczej.
Jeżeli słowa moje dotrą kiedykolwiek do Ameryki, pewien jestem, iż staną się dwie rzeczy: po pierwsze, wszyscy czytelnicy podniosą przeciw mnie krzyk, po drugie, wielu z nich rozgrzeszy mnie w głębi sumienia.
Słyszałem w Stanach Zjednoczonych ludzi mówiących o ojczyźnie. Spotkałem się z prawdziwym patriotyzmem tego narodu. Na próżno jednak szukałem go u tych, którzy nim rządzą. Łatwo to zrozumieć na zasadzie analogii: despotyzm w znacznie większym stopniu deprawuje tego, kto mu się poddaje, niż tego, kto go narzuca. W monarchii absolutnej król często posiada wielkie cnoty, natomiast dworzanie zawsze są nikczemni.
Dworzanie w Stanach Zjednoczonych nie mówią co prawda „Panie” ani „Wasza Wysokość”, co stanowi różnicę ważną i podstawową, ale bez przerwy mówią o tym, jak światły jest ich władca, i nie starają się wcale dojść, która z jego cnót zasługuje na największy podziw, ponieważ są przekonani, że posiadł wszelkie cnoty, wcale się o to nie starając ani nawet tego nie chcąc. Nie oddają mu swych żon i córek, aby zechciał podnieść je do rangi swych kochanek, lecz rezygnując na jego rzecz z własnych myśli, sami się prostytuują.
Moraliści i filozofowie nie muszą w Ameryce owijać swych poglądów w bawełnę alegorii, lecz zanim zaryzykują wyjawienie przykrej prawdy.
powiadają: Jesteśmy świadomi, iż przemawiamy do narodu stojącego zbyt wysoko ponad ludzkimi słabościami, by nie był zawsze panem siebie. Nie mówilibyśmy tego, gdybyśmy nie zwracali się do ludzi, których cnoty i wykształcenie sprawiają, że jedynie oni są godni być wolnymi.
Czyż pochlebcy Ludwika XIV mogli być bardziej gorliwi?
Co do mnie, sądzę, że podłość zawsze będzie towarzyszyła sile, a pochlebstwo władzy, niezależnie od charakteru rządów. Znamy tylko jeden sposób uniknięcia deprawacji ludzi: nikomu nie przyznawać wszechwładzy, która posiada nieograniczone prawo poniżania.
0 tym, że wszechwładza większości jest największym niebezpieczeństwem amerykańskich repu bl i k
Rządy upadają zwykle w wyniku własnej niemocy lub zwycięstwa tyranii. W pierwszym wypadku władza im się wymyka, w drugim zostaje im wydarta.
Widząc, jak państwo demokratyczne popada w anarchię, wielu ludzi sądzi, że jego rządy cechowała słabość i niemoc. Prawda jest inna: gdy raz wybuchnie tam wojna między stronnictwami, rząd traci wpływ na społeczeństwo. Nie sądzę, by w naturze rządów demokratycznych leżał brak siły czy środków działania. Przeciwnie, myślę, że gubi je najczęściej nadużycie swej siły i złe używanie środków. Anarchia wynika prawie zawsze z tyranii władzy demokratycznej lub jej nieudolności, ale nie z jej słabości.
Nie należy mylić stabilności z siłą, a wielkości jakiegoś zjawiska z jego trwałością. W republikach demokratycznych władza5 kierująca społeczeństwem nie jest stabilna, ponieważ często zmienia swych wykonawców
1 swe cele. Lecz wszędzie, gdzie się skieruje, działa z nieodpartą siłą.
Rząd republik amerykańskich wydaje mi się równie scentralizowany jak rządy europejskich monarchii absolutnych i bardziej od nich energiczny. Nie sądzę więc, by miał upaść na skutek słabości.'
Jeżeli kiedykolwiek wolność przestanie istnieć w Ameryce, trzeba będzie to przypisać wszechwładzy większości, która może doprowadzić
Wlad/.u muzę zostać scentralizowana w jakimi zgromadzeniu: jest wówczas silna, ule nie jcsl stabilna; może zostać scentralizowana w człowieku: jest wówczas mniej silna, ale jest bardziej stabilna.
Sadze, ze mc inu potrzeby uprzedzać czytelnika. Zc zarówno tu. juk w całym tym rozdziale mówię mc o rządzie federalnym, lecz u poszczególnych rządach stanowych, którymi despotycznie kieruje większość