'i 'i”'--*■.'* *• ■ '* 4
'i 'i”'--*■.'* *• ■ '* 4
•;;sŁo
; : ‘ : | : ! |
: .a.. |
> /.i" |
' 1 : t |
i::JT |
. i:: 1 •: ’ .' ’! |
1 1 ." 1 . ! • !: • iO ' ; ;h ; i ' i ; i i I . • , . |
• 11 • |
; 1 * ; j i j * j:; |
..: i • j 1; |
iś:: !i | ||||
..... . • j . 5 .. s |
f1¥ |
••I 1(1^ i sf |
i •• y t j |
::JI ' **
—■ Wódki — powiedział milioner i wyciągnął rękę.
Producent był poruszony jego wyglądem.
— Co się stało? — zapytał.
Buła pił zachłannie. Dopiero po dobrej chwili wyrzucił z siebie:
— Twój syn z moją córką będą mieli dziecko.
— To smarkacz, no! — Milordziakowi wypadła z rąk szklanka. — Już ja z nim porozmawiam!
— Teraz za późno. Trzeba było wcześniej to zrobić. Ja też nie jestem bez winy.
Miłordziak podał mu szklankę i sam wypił potężny haust.
Z powodu przeciągającej się nieobecności Buły trzeba było opóźnić wyjazd, choć pasażerowie w autokarze bardzo się niecierpliwili. Spółdzielcy rozbiegli się po osadzie w poszukiwaniu milionera. Skubany znalazłszy się w lesie nieomylnie .skierował swoje kroki w stronę, skąd dochodził przyjemny zapach milordziamkŁ W dole zobaczył Bułę i Milordziaka, jak obejmowali się i całowali. Wzruszony tą sceną podszedł bliżej.
— Panie Buła — potrząsnął milionera za ramię — niech pan wstaje. Trzeba jechać, ludzie już siedzą w autokarze.
Milioner spojrzał na niego .zamglonym wzrokiem.
— Nie pojadę — oświadczył 'stanowczo.
Prezes spojrzał na niego zdziwiony.
i —■ Co pan mówi takie rzeczy! — wykrzyknął. —-
i Sezon się skończył, wszyscy odjeżdżają. Co pan tu
! będzie robił?
j — Powiedziałem, że nie jadę.
Prezesowi nie mieściło się to w głowie.
— Przecież na pana czekają interesy za Oceanem. Ma pan córkę...
— Córka też zostaje.
i
t
: t
V
f;i
i;
N!
•I
(l
i
\
. j
i
\
i
i
i
i
l
i
I
i
I
i
l
li
•i
, *!
.u
d ' j''. *■ L'li i" ■ >: i! 11 '-I[• i i1'' • • >, • ••,, •. .. I ’|11." ]' O
s} "• •. . •
— Nie rozumiem. Pan, człowiek bogaty, decyduje się zostać w tej dziurze?
— Przestań pan nudzić, bo mnie głowa boli — ofuknął go Buła i zwrócił się do Milordziaka nadstawiając szklankę.
— Nalej mi jeszcze, Władek.
Skubany wzruszył ramionami i wyszedł z dołu.
— Mówię panu ostatni raz, żeby pan jechał. To nie jest miejsce dla pana.
— A skąd pan wiesz, gdzie jest czyje miejsce? — wtrącił się Miłordziak.
— Powariowali — mruknął do siebie Skubany i ruszył do autokaru.
— A kiedy rozliczenie? —- zawołał za nim desty-lator.
— Pyrolak wszystko wie! — odkrzyknął.
•— Co z Bułą? Gdzie jest Buła? — zarzucono go pytaniami, gdy zjawił się przed hotelem.
— Oświadczył, że nie jedzde.
— Jak to, a Mary?
— Też zostaje.
— Ale dlaczego? Co to znaczy?
■—■ Nie wiem, tłumaczyłem mu, ale moje słowa padały jak groch o ścianę.
■—■ Może ktoś z nas z nim porozmawia. Przecież nie można go zostawiać samego w takiej głuszy, wśród tych prymitywnych ludzi.
— To się na nic nie zda. Zresztą nie mamy już czasu na perswazje. Jeśli się spóźnimy, okręt odpłynie bez was.
Smutne było pożegnanie z mieszkańcami Dzyndzy-laków, zwłasizcza że sprawa Buły dodatkowo zaciążyła na nastrojach.
Kierowca zapalił motor, zaczęto zajmować miejsca
I
I
i;
t
167