t
jedynie w ręcznik2”. Iłóżne organizacje zawodowe z uporem godnym lepszej sprawy stosują surowe przepisy wobec niesfornych zawodników, ale tolerują zachowania ulubieńców mediów, dzięki którym powiększa się widownia łlanych dyscyplin sportowych i rosną zyski członkowskich drużyn5'.
Wydaje się jednak oczywiste, że korporacje sprawujące kontrolę nad sportami widowiskowymi tak manipulują gra i całym jej otoczeniem, by zmaksymalizować sprzedaż. dając ludziom nie lo, czego chcą sami. ale to. czego one chcą. żeby pragnęli. Mec/ koszykówki trwa 4?1 minut, co nie pozostawia wicie czasu na towarzyszącą mu działalność handlową (piwo, proporczyki, orzeszki i popkom na początek, a potem hałaśliwe reklamy i muzyka MTV). dopuszcza się więe. żeby r nimi to we (w myśl przepisów) przerwy ciągnęły się przez wiele minut, dzięki czemu jest tez czas nu reklamy w telewizji. Niespełna godzinny mecz może dziś trwać kilka godzin. W szkolnych i uniwersyteckich rozgrywkach, nawet podczas tych organizowanych przez NCAA (finał Kour), przerwy kończą się po sześćdziesięciu sekundach, a mecz 1 rwa w nieskończoność tylko wtedy, kiedy transmituje go telewizja.
Nie dotyczy to wyłącznie koszykówki. William Berlind, komentator sportowy „New York Timesu”, przedstawia bulwersujący obraz typowej szatni klubu baseballu, przy którym bledną opisy zawarte w książce Kogera Kahna The Boya ofSummer, odnieść też można wrażenie, że to, co Rebecca Mead napisała o Shaąu, odnosi się do przedstawicieli wszystkich dyscyplin sportowych, a nie tylko do koszykarzy czy samego Shuqa. Siedziba klubu New York Met*, gdzie zawodnicy mają „relaksować się i tworzyć więzi”, jest, według Borlinda, „skrzyżowaniem pokoju do zabaw w siedzibie studenckiego bractwa z rodzinnym centrum rozrywki dla małych dzieci”. Zawodnicy przesiadują „w pomieszczeniach bez okien, gdzie klima-
14b
tyzaga puszczona jest zawsze na pełny regula1or, a migocące niebieskie światło nadaje ziemisty, niezdrowy wy gląd chłopakom, którzy oglądają telewizję, grają w gry wideo na konsoli Nintendo 04. czytają tabloidy, biorą masaże i jedzą”®.
W dzisiejszym sporcie, przedkładającym szybkość j prostotę nad powolność i złożoność, ujawnia się dwuznaczność etosu infantylizmu, który ogłupia dorosłych, nawet gdy przyspiesza dojrzewanie dzieci, przekształcających s:ę w „upełnomocnionych” konsumentów. Dorośli sportowcy są traktowani jak dzieci i odpowiednio się zachowują; rłzieci zmusza się. żeby jak najszybciej stawały się przynoszącymi zyski „dorosłymi’ zawodnikami, nie bacząc nu konsekwencje dla ich ciała i duchu. Coraz częściej gwiazdy sportu wstępują do wybranych zawodowych zespołów od razu po ukończeniu szkoły średniej, nie dbając o studio. Dziecięce zabawy, niegdyś obszar sponla-nicznej działalności, z której młodzież czerpała radość, zdobywając jednocześnie kondycję fizyczną dzięki różnym rodzajom aktywności, od wspinania się na drzewa i gry w klasy po palanta i berka, sta ją się szybko domeną pizedzawodowego treningu dla skomercjalizowanych, zawodowych dyscyplin sportowych. Michael Sokolove pisał: „dzieci, pozostawione samym sobie, są naturalnymi, wielostronnymi sportowcami. Wspinają się na drzewa, brodzą po strumieniach, uprawiają różne sezonowe sporty i wymyślają własne gry”®. Ale wczesna specjalizacja narzucona przez, komercję ogranicza ich sprawność - stają się, jak to określa Brendan Sullivan, szef Headłirst Baseball,,.konikami znającymi jedną tylko sztuczkę”'-’4, co zwiększa ryzyko kontuzji i pozbawia je zabawowych aspektów sportu, będących tradycyjnie źródłem hczcclo wej przyjemności.
Etos infantylizmu działa w zamierzenie sprzeczny spisób -zmuszając dzieci, by szybko wyrastały na zawodowych,
147