podobne do kadzielnic niewiadomej religii, zapachy odbierające wolę, dzikie i rozkoszne zwierzęta, symbol ich i szaleństwa’*.
Dlatego przeklęte, drogie, rozpieszczone dziecko, Icżę| teraz u twoich stóp, szukając w tobie odblasku niebezpieca nego Bóstwa, wyrocznego opiekuna, piastuna i truciciela wszystkich lunatyków.
Znałem pewną Bcncdyktę, którą otaczała atmosfera idea* I łu i której oczy darzyły pragnieniem wielkości, piękna, sławy | i wszystkiego, co każe wierzyć w nieśmiertelność.
Ale cudowna dziewczyna zbyt była piękna, by żyć długo; I umarła w kilka dni potem, kiedy ją poznałem, i pochowałem ji| w dniu, kiedy wiosna potrząsała swoją kadzielnicą nawet j na cmentarzach. Pochowałem ją zamkniętą w trumnie [ z drzewa pachnącego i niezniszczalnego jak indyjskie skrzy-
1 nic.
A kiedy patrzyłem na miejsce, gdzie zniknął mój skarb, tyjrzałem nagle małą osóbkę, dziwnie podobną do zmarłej, I która z histeryczną gwałtownością depcząc świeżo roz-I kopaną ziemię, wołała z wielkiem śmiechem: „To ja jestem prawdziwa Benedykta! Ja! Znana kanalia! I w karze za swoje szaleństwo i ślepotę będziesz mnie kochał taką, jaką jestem!”
Ale ja odparłem z wściekłością: „Nie! Nie! Nie!” I żeby I Jeszcze lepiej podkreślić moją odmowę, uderzyłem stopą I w ziemię z taką siłą, że noga zapadła się po kolano w świeży dół i jak wilk pochwycony w sidła ugrzązłem, może na I zawsze, w grobie ideału.
91