12 POLOWANIE NA POTWORY MORSKIE
May Pen, Clarendon i Porus. Przebywszy kawał drogi po stromych zboczach, dojechaliśmy do Mandevi]le. Miejscowość ta leży na grzbiecie łańcucha górskiego, a przejechawszy jeszcze z mil dwanaście, znaleźliśmy się na szczycie Santa Cruz.
Śmiem wątpić, czy z jakiegokolwiek innego szczytu otwiera się równie piękny widok. Z tej wyżyny obejmowałem okiem połać ogromną, przepasaną gzyg-zakiem widocznej na przestrzeni siedmiu mil karkołomnej drogi. Warto stąd zobaczyć zachód słońca, malujący dolinę skalą barw nieporównanie stonowanych.
Zjechaliśmy wreszcie do stóp gór i, przejechawszy miasteczko Santa Cruz, przybyliśmy do Lacovia, skąd widać już Black River.
U drogi, opodal, stoją dwa grobowce, o których opowiadano mi krwawą hiszpańską legendę. Przebywszy jeszcze mil parę, znaleźliśmy się w malowni-czem miasteczku Black River na wybrzeżu Morza Karaibskiego. Udało mi się, dzięki Bogu, znaleźć odrazu pomieszczenie w bungalowie na samym brzegu morskim.
Przedewszystkiem niech mi wolno będzie na tych kartach podziękować sędziemu Mellishowi, z którym poznałem się w Black River i który udzielił mi wielu cennych informacyj. On to polecił mi krajowca, noszącego dźwięczne nazwisko Abrahama Griffithsa. Kra-" jowiec ten, jak mnie sędzia Mellish upewniał, najlepiej w całej okolicy znał się na rybołóstwie. Niezwłocznie porozumiałem się z miejscowym icbtjologiem.
Doświadczenie nauczyło mnie przywiązywać wagę do kwestji kostjumu w krajach podzwrotnikowych. Śmieszny, zaiste, byłby rybak, wybierający się na połów w zwykłem ubraniu. Wystarczyłoby mu raz zasadzić przynętę, lub wyłowić jedną większą rybę, a pięknie wyglądałoby jego ubranie. A więc, jaki kost-jum jest najodpowiedniejszy do połowu ryb w strefie,