482
nie wychowałaś nas, ale tćż ojciec kochany nie dał nam macochy: a jeżeli nie ma matki, lepsza mi cudza opieka, jak fałszywa troskliwośd macochy.”
Ot)-
W usposobieniu eksallowana, ale kryjąca to w sobie; z duszą poetycką, lubiła w wolnych chwilach marzyc, szczególniej w czasie nocy pogodnój księżycowej. „Nie mogę sobie wytłóma-czyc, jakie różne uczucie wzbudza we mnie jasny dzień , a piękna i cicha noc. Jakaś smętność, tkliwość; i gdy w dzień jestem spokojną i obojętną nawet; wieczór mnie rozrzewnia, i pomimo-woli płakałabym. Ale łzy te nie są przykre, przeciwnie, tak mi miło plakad; zdaje mi się, że Bó patrzy i lituje się nademną, a ja jakież uwielbienie czuję w sobie dla stwórcy wszech-świata! Nawet śmiałość, którą w dzień czuję, znika z promieniami słońca, jestem lękliwą w wieczór; ra-dabym zobaczyć, którą z osób zmarłych, tyle mi drogich; spoglądam wkoło i obawiam się, aby moje życzenie, może niedorzeczne, yysłuchanem nie było.”
Dzienniczek ten, z którego daję te małe wyjątki, obejmuje lat dwa tylko jej życia, 1845— 1846; w nim spowiadała się ze swego przywiązania dla męża, ze swych trosk i cierpień, a były nie małe, bo przeczuwała niedolę i sieroctwo swojej drobnej dziatwy. Bolała też sercem ko-chającój matki! Biedna istoto! lepszego losu warta; w samym kwiecie wieku zamężnej niewiasty, spoczęłaś snem wieczystym, nieprzespanym, zawcześnie, pod tym grobowcem, obok krewnych swoich; zostawiwszy po sobie żal szczery, łzy serdeczne i rzewne wspomnienie u tych, co się zhliska poznać i ocenie umieli. Zmarła d. 24 Września 1848 r. w 36m roku życia.
Obok tej trumny, w tyinże samem podziemiu, stoi druga, w której spoczywają zwłoki ś. p. Maryi z Borakowskich Pętkowskiej, a córki Kazimierza Borakowskiego, zmarłej dnia 17 Grudnia 1853 roku.
matnich, migały jak błędne ogniki. A była to noc Listopadowa, straszna na tem morzu dla wszystkich żaglarzyt Mało utworów w druku manty; więcej pozostało w rękopismach, te które zostały ogłoszone, nadały ntu słuszne prawo być policzonym w rzędzie naszych najcelniejszych poetów. B. M. Wolf, w roku bieżącym wydał mały tomik Magnuszewskiego poezyj. który zaledwie może dać wyobrażenie o jego potężnym talencie. Niewiasta polska w trzech wiekach i Radziejowski, dramat w pięciu aktach (w rękopiśmie), co skończone w całych rozmiarach utwory: inne pozostały już w większych, już mniejszych ułamkach. Zbiór pism wszystkich ś. p. Magnuszewskiego, zająłby kilka toftiów sporych; wydaniem prac tych, od lat kilku, zajmuje się przyjaciel zmarłego, a znany zaszczytnie w literaturze August Bielowski (a).
(a) Porównać niniejszy życiorys zbij ografią przez Włodzimierza Wolskiego p. n. „Dominik Jttagnutzewski i jego (Dzwon
literacki, pod redakcyą Augusta Wilkońskiego, tom I. Warszawa 1846 r.), i „Powieść otyciu poety” Józefa Dzierzkowskiego- (Biblijoteka naukowego zakładu* imienia Ossolińskich. Tom I. Lwów 1847 r.). — Uczony Czech: Karol Władysław Z&p, w swoich podróżach i przechadzkach po Haliczu, (Cesty a prochazky po Halicke zemi. w Prażę 1844 r.), opisuje podwójne swoje widzenie się z naszym poetą* gdy jeszcze zamieszkiwał nad Prutem. — „To wieś Załucze! żywe płoty i drewniane parkany, opasują wielką ścianę ogrodową, przy nich wierzby wy^kie i gęste, lipy, dęby i jodły: ławki, altany, kwiaty, zdobią to miejsce. Rzędy wysmukłych topoli wiodą stąd w<górę ku pańskiemu dworowi, z którego okien i tarasu przed niemi, szeroki widok na całą otaczającą okolicę otwiera się. To jest dziedzina Dominika Magnuszewskiego, znakomitego polskiego poety— Przybył ta z zacnym obywatelem Jasińskim; i zdziwił się Żap, widząc natłok gości, samej magnateryi tamecznej, co już czwarty tydzień gościła u naszego poety z końmi i ludźmi, objadając skromne jego mienie.—,,Gdzież (pyta, i słusznie); przebóg, w tym huku, chwilka spoczynku dla utrapionego gospodarza, gdzie chwila cichego marzenia dla poety?” W Czerwcu, gdy go odwiedził Zap,: — „Sam był (pisze) na onczas w domu, żona i matka odjechały w sąsiedztwo: usiedliśmy na tarasie przed salonem, woń kwiatów otaczała nas do koła.— Począł mi czytać sceny z tragedyj swoich, które dla szczególnych okoliczności, dotąd nie były drukowane. Nie w miejscu tu byłoby sądzić utwory jego głębokich pon^słów, jego dziwnie żywe obrazowanie; ale widzieć go i słyszeć czytającego, prawdziwą było roakotzą. Cała drobna jego postać nabierała innego wyrazu, błyszczące oczy natchnienie ożywiało, przepełniający pierś duch jego, wędrował po nadziemskich krainach, w orszaku górnych, wzniosłych widm fantazyi; a dźwięczny głos jego, otwierał mi bramy rąjskich, cudnych światów!” (J. J. Kraszewski. ,,dtheneum" Tom ligi 1845 roku).