nas puścić, klną, wołają dyżurnego. Ale dyżurnego, jak zwykle w takich chwilach, już nie ma. Pchnął nas i zamknął drzwi. Możemy sobie teraz oczy wydrapać o miejsce. Nikogo to nie obchodzi.
Stoimy więc, z trudem utrzymując równowagę. Miejsce znalezione na jedną nogę jest bardzo daleko od miejsca znalezionego na drugą. Kiedy którąś z tych nóg wypadnie przestawić, wyszarpywać ją trzeba jak z bagna. Buty trzymamy w ręce. Musiałyśmy je zdjąć na progu, bo niepodobna z błotem włazić na leżące. Toteż teraz wyczyniamy nimi przedziwne, rwane ruchy w powietrzu, szukając daremnie równowagi.
Tym razem nie rozpłakałam się. Przeciwnie. Z bezsilnej rozpaczy zaczęłam się śmiać. To naprawdę strasznie śmiesznie wyglądało. Siedem okutanych łachmaniarek, rozkraczonych w najdziwaczniejszy sposób, potykających się, chwiejących, kłaniających się jakby uniżenie nie wiadomo komu. Ogromna postać naszego Korsarza, malutka Władzia z główką jak makolągwa, ja w moim kocu i turbanie na głowie, wreszcie wszystkie tamte, wijące się w tych przymusowych, gimnastycznych przegibach - to było coś w swej rozpaczliwości tak komicznego, że niepodobna się było nie roześmiać. I ten mój głupi śmiech uratował wtedy sytuację. Cała cela parsknęła także śmiechem i lody pękły. Zaczęły się posuwać, zgniatać jeszcze ciaśniej, żeby nam zrobić cień miejsca. Myślę, że wprawne oko rosyjskich bab oceniło też należycie mój koc. Noce były jeszcze zimne, okno dla braku powietrza musiało być otwarte, zatem sąsiadka mająca takie wspaniałe okrycie miała też pewną wartość.
I tak się to oto stało, że znalazłam się na drugim końcu celi, pod oknem, wgnieciona między dwie młode Rosjanki, z których jedna zwłaszcza wydała mi się od razu sympatyczna, bo mi przypomniała moją wierną, poczciwą pokojową. Nie było rady, trzeba było za miejsce zapłacić. Rozścieliłam więc ów pokuśny koc na całą szerokość i leżało pod nim tej pierwszej nocy, prócz mnie, sześć bab, z których wszystkie, w zamian za tę sąsiedzką usługę, napuszczały mi weń wspaniałych tiuremnych wszy. Okazuje się, że nic na tym świecie za darmo!
Zbieranina tu wyjątkowa. Prócz Rosjanek są Tatarki, Uzbeczki, Cyganki i Żydówki. Bardzo przykro wspominam ten pobyt. Ciasnota straszna, brak powietrza, brud, wszy, świerzb, wrzody, dziurawa paraszka. Jedzenie też pod psem. Rozdająje przez ową klapę w drzwiach, w nieumy-tych po innych więźniach metalowych kociołkach. Pewność, że są niemyte, zyskałam pewnego dnia, znalazłszy na dnie takiego kociołka -
114